Jeśli oglądając mecz A-klasowego KS-u Bestwinka usłyszysz angielskobrzmiącą ksywkę "Jeff", nie dziw się. To nie ksywka, a imię 24-letniego skrzydłowego zespołu z bielskiej A klasy.

Jeffrey Poyser, bo tak nazywa się zawodnik Bestwinki, przebywa w Polsce już od jakiegoś czasu. Jak to często w takich przypadkach bywa, do naszego kraju, a konkretnie do Bielska-Białej zagnały go sprawy sercowe. Tutaj zaczął sobie układać - wywrócone do góry nogami życie - od nowa. - Uczę w szkołach języka angielskiego i hiszpańskiego, oprócz tego pracuję też w firmach. Ponad rok temu stwierdziłem, że chciałbym gdzieś grać w piłkę. U siebie w ojczyźnie najwyżej występowałem na poziomie II ligi, ale to było trochę lat temu. Znalazłem w sieci KS Bestwinka i napisałem do nich. Powiedzieli mi, żebym się stawił na treningu. Przyszedłem, no i zostałem - uśmiecha się Poyser.

Panamczyk podkreśla, że w Bestwince, ale też na innych boiskach jest przyjmowany sympatycznie. - Koledzy, trener, kibice i prezes odnoszą się do mnie bardzo dobrze. Lubię tutaj grać i chętnie zostałbym na dłużej - przyznaje.

W Bestwince Poyser zwykle nie jest podstawowym zawodnikiem. W ostatniej kolejce przeciwko LKS-owi Mazańcowice dostał szansę od pierwszej minuty i spisał się całkiem przyzwoicie a jego zespół wygrał na wyjeździe 2-1 i zakończył sezon w górnej części tabeli. - W zeszłym sezonie, kiedy zagrałem tylko trzy mecze, debiutowałem na polskich boiskach właśnie w Mazańcowicach. Ten zespół mi leży, mam sentyment do tej miejscowości - kończy Jeffrey Poyser, egzotyczna ciekawostka z Bestwinki.

mit