Po raz pierwszy od momentu zwolnieniu z Podbeskidzia głos zabrał Dariusz Marzec. Szkoleniowiec ujawnił, że gdyby w ostatnim meczu zeszłego roku nie wygrał ze Zniczem Pruszków, najprawdopodobniej już wtedy straciłby pracę.

Trener udzielił wywiadu serwisowi Meczyki.pl. 55-latek został zwolniony po czwartej porażce pod jego wodzą (w sześciu meczach). Szkoleniowiec zdradził, że zwolniony z klubu mógł zostać dużo wcześniej. 

- W momencie, w którym zostałem zatrudniony w Podbeskidziu, prezesem klubu był Bogdan Kłys. Dwa tygodnie po rozpoczęciu mojej pracy do Podbeskidzia przyszedł nowy prezes, który zaczął po prostu nowe porządki i ta pierwsza rozmowa z nim była taka, że gdybym nie wygrał meczu ze Zniczem Pruszków, to by mnie nie było już wtedy. Stąd też ja wiedziałem, że siedzę na mega bombie - powiedział.

Marzec po przegranej z Odrą Opole na pomeczowej konferencji nazwał swój zespół „frajerami”. W ten sposób skrytykował postawę zespołu, który przez blisko 70 minut grał w przewadze jednego zawodnika i, choć na moment zdołał wyrównać, to po 120 sekundach tracił drugiego gola i zaznał kolejnej porażki. Szkoleniowiec szczerze stwierdził, że w żaden sposób nie żałuje wypowiedzianych słów.

- Nie żałuję tego i nie przepraszałem za to. Rozmawialiśmy na ten temat z zespołem i przede wszystkim, kto to jest frajer? To jest nowicjusz, ktoś niedoświadczony i my właśnie tak zachowaliśmy się w tych pierwszych dwóch meczach, gdzie z Resovią praktycznie mieliśmy wszystko poukładane, prowadzimy spotkanie i nagle tracimy dwie bramki i mecz się odwraca. Jeżeli coś nie wyjdzie, to używa się słów, które, no nie każdemu mogą się podobać. Taka narracja była w szatni - tłumaczył trener Dariusz Marzec.