Wojciech Okińczyc zimą rozwiązał kontrakt z Podbeskidziem i związał się z drugoligowym Rakowem Częstochowa. - Wiedziałem, że głową muru nie rozwalę - mówi 29-letni napastnik o braku prawdziwej szansy w ekstraklasie.

- Podpisałem kontrakt jako pierwszy z napastników. Później okazało się, że jest nas sześciu. Na jedną pozycję! Było za późno, żeby coś zmieniać, a ja też nie jestem człowiekiem, który po miesiącu czy dwóch się poddaje. Chciałem walczyć do końca, ale w trakcie trwania tej rundy zdałem sobie sprawę, że głową muru nie rozwalę. Czasami trzeba się poddać, zamiast za wszelką cenę walczyć z wiatrakami - mówi Wojciech Okińczyć, który w rozmowie z katowickim Sportem opisuje sytuację w Bielsku-Białej.

- Ktoś, kto dłużej w tym siedzi, wie, jak to nieraz wygląda. Można na treningu prezentować się naprawdę bardzo dobrze, robić to, czego się wymaga. W meczach drugiej drużyny to udowadniać. A mimo wszystko to nie wystarcza i nie pomaga - dopowiada 29-letni napstnik, który grał będzie teraz w drugiej lidze. Gdy dziennikarz zadał pytanie czy posadzenie Roberta Demjana i Maciej Korzyma byłoby niemedialne, pada odpowiedź: - To pan powiedział. Ale widzę, że troszeczkę się pan orientuje w tych realiach.

W trakcie półrocznego pobytu w bielskiej drużynie, Okińczyc rozegrał jedenaście spotkań w barwach drugiej drużyny strzelając sześć bramek. W ekstraklasie zadebiutował w spotkaniu z Ruchem Chorzów, gdy w 75. minucie zmienił Demjana.

db