Mariusz Sobala jest kluczową postacią BKS Stal w obecnym sezonie. Mało kto pamięta, że zawodnik grał w Podbeskidziu. - Byłem jednym z niewielu, którzy odeszli po awansie - mówi.

28-letni pomocnik do Bielska-Białej trafił z Beskidu Andrychów. - Przez pierwsze sześć miesięcy tylko leczyłem kontuzję. Potem zostało mi pół roku kontraktu, a drużyna grała o awans do ekstraklasy - wspomina sezon 2010/2011 zawodnik.

- Umowa się skończył, a tu już była ekstraklasa. Przyszli nowi zawodnicy, a dla mnie zabrakło miejsca. Byłem jednym z niewielu graczy, którzy odeszli z klubu po awansie. Ale to już historia - kwituje defensywny pomocnik, który obok Juraja Dancika zbiera bardzo pochlebne opinie na początku sezonu.

Później pomocnik zaliczył kilka epizodów w zespołach za naszą południową granicą. Grał m.in. w czeskiej Karwinie, a wiosnę ub. sezonu spędził w Skrze Częstochowa. W sobotę odniósł pierwsze zwycięstwo w barwach BKS Stal. - Czekaliśmy na nie bardzo długo. W poprzednich meczach były szanse ku temu, by te trzy punkty szybciej sobie dopisać - mówi.

- Wyszarpaliśmy tę wygraną, ale takie zwycięstwa smakują najbardziej. W każdym klubie jest nerwowo jak w pierwszych trzech meczach robi się jeden punkt, tak samo było u nas. Było to też widać na boisku. Dla mnie to pierwsze zwycięstwo w nowych barwach, już przestałem liczyć jak dawno nie wygrałem, bo kilka ostatnich meczów w Skrze również było bez wygranej,

bak