Podczas meczu Podbeskidzia z Górnikiem Zabrze na stadionie "Górali" można było spotkać Martina Matusa. Napastnik nie zasiadł na trybunach przypadkowo - pisze SportSlaski.pl.

Matus grał w Podbeskidziu od sezonu 2007/2008 i był ulubieńcem kibiców, którzy ochrzcili go ksywką "Collina". Przez dwa i pół sezonu strzelił dla "Górali" 17 goli. Sprawiał jednak problemy pozaboiskowe. Podobnie było w Ruchu Radzionków, do którego trafił z Podbeskidzia. Napastnika zatrzymano swego czasu za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu.

Po odejściu z Radzionkowa, Słowak wrócił do ojczyzny, gdzie grał w klubie, którego jest wychowankiem - FK Kysucky Lieskoviec. Po pobycie w niższych ligach słowackich trafił na testy do trzecioligowej wówczas Skałki Żabnica, gdzie rozpoczynał polski odcinek kariery. Po sparingu z Duklą Bańska Bystrzycka wpadł jednak w oko słowackiego ekstraklasowca i podpisał z nim kontrakt. W Dukli grał łącznie przez jeden sezon, wystąpił w 18 meczach i strzelił cztery gole. Rundę wiosenną spędził w SK Kremniczka - trzecia liga słowacka.

Teraz zupełnie niespodziewanie pojawił się na trybunach przy Rychlińskiego. Po meczu długo rozmawiał z Grzegorzem Więzikiem, dyrektorem sportowym bielszczan. O sprawie powrotu do Bielska-Białej nie chciał mówić. Wiadomo jednak, że jest taki temat i to jest właśnie jego główna przyczyna wizyty przy Rychlińskiego. Matus pozostaje wolnym zawodnikiem - portal dodaje SportSlaski.pl.

red