Ewa Janoszek

 

Obraz miasta przestarzały

 

?Obraz miasta, jaki nosimy w sobie, jest zawsze trochę przestarzały; tam gdzie dawniej były cukiernie, dziś są bary; sień, przez którą widać było patio zarośnięte winem, jest ponurym korytarzem z windą w głębi.?

Jorge Luis Borges ?Niegodny?

 

 

Obraz miasta, jaki nosimy w sobie.

Nawet jeśli pamiętamy, gdzie były cukiernie, a zawilgocony zapach przenikający z suteren jakieś kamienicy przypomni sień, w której już nie bywamy, obraz ten zanika w codzienności powszednich widoków, opatrzonych szyldów, obojętnego piękna i obeznanej brzydoty, zajmujących, wydawałoby się, swoje od dawna ustalone miejsca.

Obraz miasta, jaki nosimy w sobie, okazuje się być odarty z piękna, którego nie podejrzewamy, patrząc na pospolite elewacje, dopóki jakaś stara fotografia nie uderzy zaskakującym porównaniem, wyłaniając świat przestarzały poza krąg naszej pamięci.

Pozwala to znane miejsca zobaczyć na nowo, dostrzec pomijane dotąd szczegóły które świadczyć będą o dawnej świetności, usprawiedliwiając szczerość naszego zdziwienia. Obraz zostaje zrewidowany, piękno utracone zaczyna istnieć w świadomości, natarczywie dopominając się powrotu.

Paralele.

Obraz pierwszy ? kamienica Juliusza Korna 

(Plac Wojska polskiego 36)

Otoczona stylowymi elewacjami starszego bialskiego ratusza i wyniosłej kamienicy Racheli Mehl, nie wzbogaca niczym południowej strony Placu Wojska Polskiego, kontrastując z otoczeniem współczesną prostotą gładkiej ściany z oknami. [il. 1] Patrząc z zewnątrz można by myśleć że jest najnowszą budowlą w tej przestrzeni, wypełniaczem, ?plombą?, ratującą zwartą całość pierzei placu. Zaprzeczenie czeka już za wejściowymi drzwiami, w sieni, gdzie pod nogami wirują wzorzyste kółka ceramicznej posadzki. [il. 2] Przypominam sobie identyczne motywy widziane we wnętrzach innych kamienic, choćby w pobliskim domu Neumannów przy Placu Wolności, przypisywanym wciąż jeszcze do znanej drogerii Tanewskiego. Schody z imitującego porfir sztucznego kamienia otacza secesyjna krata balustrady. Relikty.

Dowodem drastycznego obnażenia z bogatej szaty sztukaterii wykuszy, daszków, kopułek i szczytów stają się przedwojenne fotografie i widokówki, ukazujące pierwotny kształt elewacji kamienicy Korna, z której pozostał jedynie rytm okiennych otworów. Wniesiona po 1902 roku na miejscu starego budynku Schädla, przybrana była w najmodniejszy wówczas kostium łączący w sobie secesję z neobarokiem. [il. 3] Bardzo prawdopodobne, że projekt architektoniczny domu dla swojego brata sporządził sam Carl Korn, będący wówczas u szczytu swojej kariery. Charakterystyczna namiotowa kopułka z wazonem na szczycie     wieńcząca ryzalit i dwie wymyślne w formie attyki okolone sterczynami z daleka wyróżniały tą kamieniczkę, przyciągającą witrynami domu towarowego Szymona Rosenberga. Daszki o wklęsłych połaciach i maski wplecione w roślinne ornamenty wydają się być niepisaną sygnaturą słynnego brata, spotykane w elewacjach innych jego budowli.

Dom ten, spalony w 1945 roku nigdy nie odzyskał swej pierwotnej formy.

Ten sam los spotkał także inne budynki.

Obraz drugi ?  gdzie dawniej stał Dom Cechowy 

(ulica Cechowa 1 ? Plac Smolki 3)

Nie łatwo było podjąć tą decyzję, lecz w końcu w 1914 roku, rada miejska zdecydowała uchwałą o wyburzeniu starego domu cechowego bielskich sukienników. Stuletnią ponad budowlę zastąpić miała nowoczesna kamienica z lokalami handlowymi, mieszkaniami a nawet salą kinową. Mimo iż konkurs na projekt architektury nowego budynku wygrały ex aequo dwie wiedeńskie firmy, ostatecznie zrealizowano plany Felixa Korna. Wzniesiona wówczas budowla jest dla mnie intrygującym niedopowiedzeniem, które potęguje kilka nieostrych fotografii, ukazujących ją zawsze w pewnym oddaleniu. [il. 4]  Bowiem miejsce, gdzie teraz stoi blokowy czworobok z nieprzystającym do jego ascetycznej formy, kolumnowym portalem, [il. 5] zajmowała nieco niższa kamienica z wysokim, falistym szczytem i plastyczną elewacją urozmaiconą trójbocznymi wykuszami. Także i w tym przypadku można by pomyśleć że obecny budynek stanął na gruzach domu ze zdjęć, lecz także i tu, przeczy temu jego wnętrze i kilka zewnętrznych detali, ograniczonych do portalu i kutych krat w dwóch oknach porte-fenetre. Ponad bramą wejściową, okoloną klasycznymi kolumnami widnieje kądziel i tkackie czółenko, atrybuty sukienniczego rzemiosła, podporządkowane bielskiemu herbowi w kartuszu. [il. 6] To wspomnienie po dawnej cechowej siedzibie, staje się zarazem przechowalnią genius loci w symbolach. Kraty niewielkich balkoników ze spiralną wicią wyrastającą z żeliwnych dzbanów mają swój odpowiednik w kutych motywach balustrady schodów, we wnętrzu. Tam też kostki posadzki tworzą rozedrganą mozaikę stylizowanych lilijek, wahadłowe drzwi sieni rozpinają pajęczą sieć kwater w arkadzie kryształowych przeszkleń, powtórzoną w oknach na podwórze. [il. 7] Już gdzieś widziałam taką samą sień. Bliźniaczą balustradę, stolarkę okien, układ kostek posadzki...za rogiem, w przyległym domu przy ulicy Cechowej 3. Naraz staje się oczywiste, że oba domy były niegdyś jedną całością, tak jak wiele narożnych kamienic i ta miała dwie bramy ? od Placu Smolki i ulicy Cechowej. Jednak podczas gdy fasada od placu, po wojennych zniszczeniach została pozbawiona niemal całego wystroju, a jej wysoki szczyt zniwelowany dobudową ostatniego piętra, wąska część w pierzei ulicy Cechowej pozostała bez zmian, stając się jedynym świadkiem pierwotnego wyglądu niewielkiego fragmentu elewacji. [il. 8] Mansardowy dach z facjatkami przykrywał niegdyś cały budynek ponad trzecim piętrem, żłobkowane pilastry przebiegały przez wszystkie kondygnacje a kosze kwiatów zdobiły łuki arkadowych płycin, ujmujących okna. Coś zostało dopowiedziane, jednak nie na tyle, by utracony kształt tej budowli wyłonił się bardziej wyraziście.   

Obraz trzeci ? wille przy ulicy Giseli     

(ulica Krasińskiego 26, 28, 29, 30)

By je zobaczyć, trzeba stanąć plecami do dawnej willi Fryderyka Tislovitza, gdzie na schodkowej attyce siedzi bezgłowy lew, a opleciona bluszczem ażurowa pergola tworzy przezroczyste arkady. Naprzeciw, jeszcze pod koniec XIX stulecia stanęły trzy okazałe budynki bielskich osobistości. Pałacowy czworobok willi dr Wenzla wzniesiono na rogu ulicy Dąbrowskiego, obok, wyróżniona frontową wieżyczką stoi willa rodzin Weinschenk i Josephy, granicząc z domem dyrektora bielskiego magistratu, dra Rudolfa Kolarzika. [il. 9] Budowle te widnieją na zdjęciu-pocztówce podpisanym Giselastrasse, z ażurową konstrukcją wiatraka przydomowej elektrowni. [il. 10] Bez trudu można dziś rozpoznać pałacyk Wenzla i wieżową willę pośrodku, natomiast porównanie domu nr 30 wywołuje spore zaskoczenie, gdyż w miejscu trzypiętrowego budynku ze skromnym detalem stała dwupiętrowa kamieniczka z wysokim neobarokowym szczytem i klasycznym wystrojem elewacji. Jest to ten sam dom, tylko w powojennych przebudowach nieodmiennie, barbarzyńskim zwyczajem skuto wszelkie ozdoby, zastępując je szablonowym boniowaniem naroży i pseudo-stylową balustradą balkonu, której pierwotnie nigdy tu nie było. [il. 11] Nadbudowanie trzeciego piętra zmiotło falisty szczyt, wtłaczając budowlę w blokowy uniform kubicznej bryły.

            Obraz czwarty ? secesja odarta z baroku      

 (ulica Mickiewicza 27)

            Dotknięta syndromem zubożenia okazuje się być także willa Hermanna Schneidera, stojąca w dużym ogrodzie przy ulicy Mickiewicza, za żeliwnymi różami kutego ogrodzenia. [il. 12] Wydawać by się mogło, że ta jedna z piękniejszych secesyjnych rezydencji niewiele straciła swojego linearnego uroku, zadziwiając rzadko spotykanym bogactwem okiennej stolarki, powyginanej w fantazyjne łuki i snycersko rzeźbionej. [il. 13] Gładkie powierzchnie ścian sprzyjają miękkim liniom i nieskrywanej awersji do prostych kątów. Zapewne nikt by  nie przypuszczał, że tak dekoracyjna sama w sobie forma mogła być jeszcze sowicie przyozdobiona, gdyby nie kilka zachowanych fotografii tego dzieła Andreasa Walczoka, które od 1904 roku było wdzięcznym tłem wysyłanych z miasta pozdrowień. [il. 14] Trudno już dziś powiedzieć, kiedy znad łuków logii zniknęły secesyjne maski, kartusze i kwiaty znad okien, przeszklone zadaszenie tarasu na żeliwnych filarach wieńczących przez rzeźby ptaków z rozpostartymi skrzydłami. Swoje miejsce straciły też wazony u podnóża barokowego hełmu wieżyczki i wywinięte sterczyny na lukarnach łukach poddasza. Szczęśliwie do dziś różany motyw we wnętrzu obrasta desenie posadzek, sztukaterie ścian i sufitów a nawet framugi okienne i masywne belki stropu. [il. 15] Wszytko to przykurzone pyłem trwającego remontu, który, mam nadzieję nie będzie kolejnym zubożeniem.

Bowiem piękno bezsilne jest wobec nieświadomości.

?Czas nie odtwarza tego, co tracimy? pisał Borges.