Radosław Piwowarski, znany reżyser, urodzony w Bielsku. A dokładniej - w Cygańskim Lasku.

? Urodziłem się w Cygańskim Lasku, z czego jestem bardzo dumny i gdybym mógł sobie takie miejsce urodzenia w paszporcie wpisać, zrobiłbym to natychmiast ? śmieje się Radosław Piwowarski, reżyser, na którego filmach wychowały się co najmniej dwa pokolenia Polaków.

Spotkaliśmy się w parku na warszawskim Żoliborzu jednego z ostatnich ciepłych jesiennych wieczorów 2012 r. Nie miał za dużo czasu, ale ponieważ Bielsko-Biała zajmuje w jego sercu ciepłe miejsce, otworzył na chwilę drzwi kilku przedziałów swojego życia?

Sławek na moście

? Z Bielskiem wiąże się moje najgłębsze wspomnienie dzieciństwa. Pierwszy zapamiętany obraz głębokiej podświadomości, który mam przed oczami od mniej więcej drugiego roku życia ? powiada reżyser. ? Niewiarygodne! Mroźna zimowa noc w śniegu? Nade mną czarne roziskrzone gwiazdami niebo, pode mną straszna otchłań, z której buchają opary dymu, a we mnie ciekawość dwulatka! Do uszu dociera coraz głośniej jakiś niepokojący ryk, a ja siedzę w sankach i cały podekscytowany czekam aż spode mnie, spod tej dziury wyjedzie? pociąg. Ten obraz towarzyszył mi całe życie ? trochę mnie prześladował. Rozmawiałem później z rodzicami i okazało się, że w nocy podobno nie mogłem spać. Byłem absolutnie rozpuszczonym przez rodziców bachorem i jak chciałem w nocy iść na spacer oglądać pociągi, to ojciec kładł mnie na sanki i jechaliśmy nad ten tunel, przez który w środku miasta przelatują. Nie wiem, czy one wtedy jeździły często, czy rzadko i ile takich nocy nad tunelem mój tata musiał ze mną spędzić. Z moją fascynacją jest związana anegdota, opowiadana w rodzinie, jak to hrabina Zamoyska, przyjaciółka rodziców jeszcze z czasów Akademii Sztuk Pięknych, w drodze z Wiednia do Krakowa w zupełnie pustym o tej porze zimowym mieście o drugiej w nocy spotkała mojego ojca z malutkim dzieckiem na sankach i pyta: ? Edziu, co ty tutaj, rany boskie, robisz o tej porze?! A mój tato odpowiedział jej: ? Sławek chce oglądać pociągi!

Mamy w  rodzinie taką tradycję, związaną z kultywowaniem pamięci siostry mojej mamy, cioci Sławki Przybyszewskiej, która zginęła w Powstaniu Warszawskim. Chciała być aktorką. Była nadzwyczajnie zdolną i piękną kobietą. Wiem to nie tylko z opowieści rodzinnych. Potwierdził mi to później Andrzej Łapicki, który był z nią na tajnych kompletach, ale to taka dygresja. Od tamtego czasu jest w rodzinie tradycja, że imiona wszystkich dzieci, wnuków, prawnuków mają w wybrzmieniu ?sław?. Dlatego jestem Radosław, a mój syn Jarosław. Bardzo staramy się te tradycję pielęgnować, więc nawet jeśli ktoś ma na pierwsze imię Kordian, jak mój drugi syn, to na drugie ma Jarosław. Ot, cała  historia Radosława, chociaż ja całe życie byłem Sławek; w dowodzie Radek.

Lampa Alladyna

? Urodziłem się w bardzo artystycznym domu. Moi rodzice byli warszawiakami, to znaczy mama była warszawianką, a ojciec chłopem spod Miechowa. Poznali się na Akademii Sztuk Pięknych w 1938 r. Ich wspólna droga rozpoczęła się bardzo romantycznie, bo moja mama  pochodząca z bardzo ?porządnej? inżynierskiej rodziny Przybyszewskich wbrew woli rodziców poszła na ASP. Tam poznała zabiedzonego sierotę, chłopaka ze wsi ? mojego ojca i zakochała się w nim. Wybuchła wojna, więc się szybko pobrali, tak jak to wtedy wszyscy w tych wichrach wojny robili, z tą różnicą, że w tajemnicy, bo w oczach rodziny ten ślub został uznany za ?mezalians?. Gdy Warszawę spalono w Powstaniu Warszawskim, wylądowali ma krótko w Katowicach, a potem w Bielsku-Białej, gdzie tata mój ? rzeźbiarz Edward Piwowarski dostał posadę nauczyciela plastyki w liceum plastycznym. Ojciec był z tego bardzo zadowolony, bo miał stałą pensję, mieszkanie itd. Mama zaszła w ciążę. Idylla jednak nie trwała długo, bo okazało się, że ojcu zaczyna chodzić po piętach ubecja. To było straszne dla mojego ojca podwójnie, bo ? po pierwsze ? w życiu do żadnej konspiracji ani do niczego podobnego się nie nadawał, a po drugie musiał przechodzić w związku z tym całe piekło wielogodzinnych przesłuchań i nocy spędzonych w jakimś miejscowym areszcie. Dlaczego? Nie wiem. Nigdy o tym ojciec nie mówił. Mama wspominała, że po prostu ktoś chciał przejąć jego godziny lekcyjne. W ten oto sposób nagle ta ziemia obiecana, jaką się Bielsko-Biała po spalonej Warszawie zdawała, zamieniła się dla moich rodziców w koszmar. I wtedy moja mama, przeczuwając, że to się może bardzo źle dla nas wszystkich skończyć, wzięła sprawy w swoje ręce i zaczęła potajemnie nas do tej Warszawy przenosić. Gdyby nie to, być może do dzisiaj mieszkałbym w Bielsku i byłbym reżyserem w Katowicach! Ale stało się inaczej. Pewnego dnia mama, wciskając mi do rąk metalowy czajnik, wsadziła mnie i ojca do pociągu. I to jest drugie moje wspomnienie z Bielska-Białej, jak trzymam ten czajnik na kolanach niczym lampę Alladyna i jadę dorożką na dworzec. Nic więcej nie pamiętam. Potem zostałem warszawiakiem.

U Pana Boga na planie

? Jako dziecko ? nie wiem, ile miałem lat? dziesięć chyba ? grałem w pierwszym polskim filmie kolorowym ?Żołnierz królowej Madagaskaru?. Grałem ?Kazia Nie-męcz-ojca?, okropnego bachora, syna radomskiego radcy, w której to roli wystąpił Tadeusz Fijewski, a moim zadaniem było doprowadzać wszystkich do rozpaczy. Miałem już w tym zakresie pewne doświadczenia, zdobyte m.in. na podłodze słynnego Henryka Stażewskiego, przyjaciela mojej mamy, który zresztą odkrył jej talent. ? Ty jesteś kolorystka. Ty maluj ? mówił do niej. Pewnego razu mama zabrała mnie do Henia, jak się o nim u nas w domu mówiło. Pamiętam, że moją uwagę zaraz przy wejściu do mieszkania zwróciła ruszająca się w podłodze klepka. I gdy mama z Heniem dyskutowali w pracowni o malarstwie, zostawiając mnie na chwilę samego, to ja mu tę podłogę rozebrałem i ułożyłem z niej zamek. Oczywiście reżyser filmu nie wiedział o tych moich wrodzonych umiejętnościach i rolę dostałem, ponieważ miałem? piegi. Najbardziej urzekające było wtedy dla mnie istnienie świata pełnego chaosu, w którym raptem ktoś krzyczy: ? Uwaaagaaa? cisza! i wszyscy jak na komendę milkną. Rozglądałem się z zaciekawieniem, kto się tak rozdziera, a to reżyser... Utkwiło mi w pamięci, że można mieć tak wielką władzę, że można być takim Panem Bogiem, który z tego chaosu lepi swój porządek. Moim zachwytom nie było końca. Wciąż odkrywałem nowe uroki tego świata! To był przecież film kostiumowy, więc wszyscy poprzebierani jak w bajce jakiejś, po hali jeździły konie, strażacy grali i w tym wszystkim ja, od którego oczekiwano właśnie dokładnie tego, czego na ogół dzieci robić nie mogą... no... może poza jedną sytuacja, która zresztą ma swoje konsekwencje do dziś ? śmieje się reżyser. ? Miałem taką scenę, w której musiałem jeść tort. W sumie prosta rzecz, ale przypomnę, że to był pierwszy film kolorowy, skomplikowany produkcyjnie, więc się go bardzo długo robiło. Przywozili mianowicie na plan z Grand Hotelu w Łodzi wielki tort, do którego musiałem zasiadać codziennie przez trzy czy cztery dni pod rząd i go jeść, bo mi kazali! Od pewnego momentu to była dla mnie zwykła udręka, bo robili w nieskończoność duble! Efekt jest taki, że do dziś nie biorę tortu do ust. Minęło pół wieku, a ja nie mogę patrzeć na tort. Rolę zagrałem, tort zjadłem, ale w napisach końcowych nie wystąpiłem, więc mówię to teraz: Ten piegowaty chłopiec to jestem ja ? ten bielszczanin. Piwowarski.

Marcowe migdały

? Pierwsze nasze mieszkanie na Grochowie po przyjeździe z Bielska było bardzo skromne. Wszędzie stały rzeźby mojego ojca, wisiały obrazy mojej mamy. Ojciec rzeźbił bardzo dużo charakterystycznych kobiecych aktów, takich ?piwowarów?, więc tak sobie dojrzewałem wśród tych ?gołych bab? mojego ojca i intelektualnych kompozycji abstrakcyjnych mojej mamy, wcale nie myśląc o karierze filmowca. Nadal miałem jednak słabość do pociągów. Mój ulubiony, niezapomniany kolejny pociąg jeździł z Miechowa pod Krakowem do Działoszyc. To była wąskotorówka wybudowana za Franciszka Józefa. Pędziła  między kłosami zbóż, z najwyższym wysiłkiem gramoląc się na brzuchate pola. Po drodze mijał stacje: Kalina Wielka, Kalina Mała. Jeździłem tym pociągiem do swojej pierwszej licealnej miłości ? Basi z Działoszyc. Miałem ze sobą niby srebrną papierośnicę, żeby dodać sobie dorosłości. Raz nad rzeczką Basia spytała mnie omdlewająco, czy czegoś chcę? Nie wiedziałem, co mogę więcej chcieć ? siedziałem ze śliczną dziewczyną. Patrzyłem na rzeczkę i paliłem fajki. Byłem szczęśliwy. Kolejki już nie ma od lat.

Do filmówki poszedłem z bardzo pragmatycznych powodów. Byłem dosyć marnym uczniem. To znaczy byłem w miarę błyskotliwy i dosyć dużo czytałem, ale żebym coś konkretnego wiedział, to nie bardzo. A to były czasy, w których trzeba było jakieś egzaminy zdawać na studia i być dobrym z czegoś, a ja to raczej tak konkretnie z niczego dobry nie byłem. No i wtedy się dowiedziałem, że jest jakaś szkoła filmowa w Łodzi. W sam raz dla mnie ? wystarczy wiedzieć wszystkiego po trochu, ale nic dokładnie. Gdy powiedziałem tacie, że  chcę tam zdawać, rodzice kupili pierwszy w życiu telewizor, żebym oglądał filmy, skoro mam być filmowcem. Nie dostałem się za pierwszym razem, ale mi się strasznie spodobało i tak mi na ambicję to wlazło, że przez rok terminowałem w telewizji. Byłem takim ostatnim pomagierem od noszenia skrzynek, asystentem operatora, ostatnim ?popychlem? od wszystkiego, ale mi się to strasznie spodobało. Jeździliśmy śmierdzącym roburem, pili wódkę, raczyli jakimiś śledziami, tatarem. Wszedłem tam w takie męskie życie.

Po latach przyjechałem do Bielska. To były chyba lata dziewięćdziesiąte. Zrobiono moim rodzicom wtedy retrospektywną wystawę w BWA. To było dla nich duże przeżycie, kiedy okazało się, że wciąż żyją ludzie, którzy ich pamiętają! Ja sobie też zafundowałem taką sentymentalną podróż, bo poszedłem poszukać tej dziury, spod której wyjeżdżał ziejący ogniem smok z mojego dzieciństwa. Kiedy tak stałem nad tym tunelem, uzmysłowiłem sobie, że we wszystkich moich filmach, jakie zrobiłem w swoim życiu, zawsze się pojawia pociąg, który prawdopodobnie wziął się z tego podświadomego czekania na pociągi w Bielsku-Białej.

Pociąg do Hollywood

? ?Pociąg do Hollywood? świadczy o mojej naiwności. Może nie tyle młodzieńczej, co bardziej o naiwności filmowców w ogóle. Uważałem kiedyś, że my wszyscy to taka rodzina filmowa na świecie. Że ty i ja, i Billy Wilder to właściwie jesteśmy koledzy, bo mamy te same problemy w tej samej materii, więc robiąc film ?Pociąg do Hollywood? zadedykowałem  go ?for Billy Wilder?. Liczyłem na to, że jeśli jakiś młody reżyser na końcu świata ? w Europie ? zadedykuje mu film, to Billy Wilder z sentymentu do kolegi z rodzinnych stron tak się wzruszy, że zgodzi się zagrać w tym filmie. Poprosiłem swojego przyjaciela, reżysera z Hollywood, Zbyszka Kamińskiego, żeby dotarł do Wildera i przedstawił mu projekt. Posłałem za ocean jakąś wódkę, suchą kiełbachę i Zbyszek poszedł do niego poprosić, żeby on, wielki Billy Wilder, bądź co bądź z Suchej Beskidzkiej, w ostatnim ujęciu mojego filmu, kiedy moja bohaterka dostaje się do Hollywood, dał się sfotografować, jak jedzie z nią limuzyną na premierę do chińskiego pałacu. Pomyślałem, że skoro Kasia Figura przez cały film pisze do Wildera listy, to taka scena będzie fantastycznym zakończeniem. Jeszcze w swojej naiwności myślałem, że jak dostanie ode mnie tę kiełbasę suszoną krakowską i pół litra wódki, to będzie tak poruszony, że powie ? Chłopaki... przyjeżdżajcie! Okazało się, że moja hojność jest niewystarczająca i Billy Wilder się na mnie najnormalniej w świecie wypiął, a ja szczęśliwy, że mogłem używać jego nazwiska, musiałem wymyślić jakieś inne zakończenie. Skoro ludzie mają siedzieć półtorej godziny w kinie, a ten Billy Wilder, który ma się pokazać, a się nie pojawi, to niech Kasia Figura pokaże się na golasa! Kaśka była wtedy w najlepszym swoim momencie życia, coś z niej rzeczywiście emanowało wspaniałego, co zobaczyć będzie nagrodą dla widzów, może nawet lepszą jak oglądanie starego chłopa z Suchej Beskidzkiej. I namówiłem Kasię, żeby to zrobiła. A nie było łatwo! To były inne czasy. 25 lat temu aktorki nie chciały się za bardzo rozbierać, a szczególnie te debiutujące. Do tego Kaśka, która była symbolem seksu tamtych lat, miała straszne kompleksy. Zapinała się pod samą szyję, ponieważ wszyscy ją na ulicy rozbierali wzrokiem. Ta scena się udała, bo Kaśka miała do mnie zaufanie ? byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni. Jak wyglądało rozbieranie Kasi Figury zamiast Billego Wildera? Zdjęcia do tej sceny były robione pod Wrocławiem. Wsiedliśmy do taksówki. Kasia siedziała z tyłu razem z Piotrkiem Siwkiewiczem, który jej partnerował. W pewnym momencie mówią do mnie: ? Panie reżyserze, czy możemy się na chwilę zatrzymać pod sklepem, bo chcemy cos kupić? No i kupili w tym sklepie? dwie butelki albańskiego koniaku o szlachetnej nazwie ?Biały Łabędź? . W ciągu  40 minut jazdy, żeby sobie dodać otuchy, dosłownie wyduldali cały koniak! Ja byłem strasznie przejęty, przeżywałem to, że oni się boją i wstydzą, więc specjalnie dla nich wysiedliliśmy dwie pobliskie wsie, obstawiliśmy teren drutami kolczastymi i strażą, żeby nikt nie podglądał. Ekipa została okrojona do minimalnej liczby ośmiu osób. A oni po tym ?Białym Łabędziu? rozebrali się natychmiast, gdy tylko wysiedli z taksówki, wskoczyli do wody i zagrali brawurowo? Potem  pamiętam ? po ujęciu Kasia moja kochana, wyskoczyła z wody i na golasa leciała przez pola jak ten biały łabędź, i krzyczała:? Od dziś gram tylko nago! ? co się poniekąd sprawdziło?

Żołnierz królowej Madagaskaru

? Przygoda z tym filmem nauczyła mnie jednego ? że jak coś nie wychodzi, to znaczy, że tak ma być. Że trzeba szukać innych rozwiązań, innych pociągów, którymi dotrzesz do celu swojej podróży. Wyrastając w szczęśliwym świecie, w domu pełnym obrazów, rzeźb i szczęśliwych rodziców, doświadczyłem tego uczucia radości, jakie daje możliwość realizowania swojej pasji. Gdy poszedłem do szkoły filmowej, okazało się, że to jest jakiś przez Pana Boga dokonany wybór, ponieważ dziś inaczej sobie siebie nie wyobrażam. Jestem szczęśliwy, jak mogę robić film. I nie ma znaczenia, czy to będzie film wysokobudżetowy jak ?Pociąg do Hollywood?, czy jakaś skromna produkcja. Uszczęśliwia mnie, że mogę obcować z kamerą, z tą materią, z tymi ludźmi, z tą całą atmosferą na planie. Sama wiesz, jak to jest, gdy po człowieku taki prąd przebiega? Gdy chłopcy wyciągną kamerę, podłączymy prąd, wypijemy kawę, wypalimy carmena? i za chwile zaczniemy kręcić .To jest dla mnie fascynujące pewnie też dlatego, że wyniosłem z domu pokorę człowieka szczęśliwego z samego aktu tworzenia.