Józef Mach wpisał się na stałe w pejzaż kulturalny Brennej. Jego postać i dorobek życia opisuje Beata Tyrna.

Józef Mach urodził się 26 lipca 1912 r. W tym roku obchodziłby więc setną rocznicę urodzin. Niestety nie dożył tego zacnego jubileuszu, choć niewiele mu brakowało.

? Zmarł tydzień przed 97 urodzinami. Do końca był sprawny, miał dobrą pamięć ? wspomina jego córka Anna Żlik.
Z zawodu był mistrzem piekarskim. Znano go jednak nie tylko z rzemiosła. Dzięki jego staraniom w 1948 r. powstała bowiem w Brennej Gminna Spółdzielnia ?Samopomoc Chłopska?. Jego pasją był folklor, któremu poświęcał swój wolny czas. W 1948 r. założył amatorski zespół teatralny. Był jego reżyserem i kierownikiem. W 1963 r. przekształcił go w zespół folklorystyczny ?Brenna?. Potrafił też swoją pasję do żywego folkloru wpoić całej rodzinie.

? Działałam z nim już od siódmego roku życia. Najpierw w zespole teatralnym. Jak tylko w jakimś przedstawieniu były dziecięce role, to występowałam. Później występowałam w zespole regionalnym. Chciałam z nim chodzić na zajęcia. Zaraził pasją mnie, moje dzieci, mojego męża. Teraz wnuki też chodzą do zespołu ? wspomina córka Anna Żlik. ? Był dobrym ojcem, człowiekiem niesamowicie cierpliwym. Dużo nas nauczył. Byłam z nim związana bardziej niż rodzeństwo, bo w zasadzie cały czas mieszkaliśmy razem ? dodaje, nie mogąc powstrzymać łez, choć od śmierci ukochanego taty minęły już trzy lata.
Józef Mach udzielał się społecznie niemal do końca życia. Zespół prowadził dwadzieścia lat. Później kierownictwo przejęła Elżbieta Bauer, ale on cały czas dużo jej pomagał. Pamiętał jak wygląda tradycja, doradzał. Czasem mieli różne zdania, spierali się, ale zawsze się dogadali. Do osiemdziesiątego roku życia chodził na próby i występy zespołu. Grał wpierw na kontrabasie, a następnie na heligonce.

? Później też zespół o nim pamiętał, a on o zespole. Kiedy miał dziewięćdziesiątkę, zrobiliśmy z zespołem imprezę ? wspomina Anna Żlik. ? Wszystko robił społecznie. Cieszyło go to. Cieszył się, że zespół się rozwija, radość sprawiały mu wszystkie nagrody, które zdobywaliśmy ? dodaje.
Zespół nie był jedyną pasją Józefa Macha. Był też rzeźbiarzem. Sporo dzieł poświęcał tematyce religijnej, ale równie dużo ludowej. Rzeźbił postacie górali czy zwierzęta gór ? niedźwiedzie, baranki.

? Wyrzeźbił też między innymi przekazaną do GOK-u miniaturkę chaty góralskiej. Otwierało się dach i w środku było wszystko dokładnie tak, jak kiedyś, łącznie z meblami i sprzętami ? wspomina córka.
Anna Żlik powiada, że kiedy już bardzo źle widział, rodzina określała jego twórczość jako ?rzeźbienie dotykiem?. Z tyłu ostatniego krzyża, który wyrzeźbił, napisał ?ostatnia moja rzeźba?.

? Musiał już przestać rzeźbić. Na jedno oko nie widział wcale, na drugie bardzo słabo. Co chwilę kaleczył dłonie ? wyznaje córka.
W pamięci wszystkich, którzy go znali i z nim pracowali, pozostanie wielkim, zacnym człowiekiem. Doceniony przez środowisko był laureatem wielu nagród i wyróżnień. Wśród nich także prestiżowej Srebrnej Cieszynianki.
Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych... a jednak...

? Potrafił wszystko zrobić. I potrzebne do przedstawień rekwizyty, i naprawić stroje. Nigdy na przykład nie nauczyłam się kręcić nodkończy, bo on to zawsze robił. A teraz skąd je weźmiemy? ? ubolewa prowadząca po tacie zespół córka Anna Żlik.