Niewiele jest osób, które posiadają zdolność leczenia na odległość lub potrafią przewidzieć przyszłość. Do takich należała Agnieszka Pilchowa. Oto artykuł o niej pióra Władysławy Magiery.

Agnieszka Pilchowa z domu Wysocka przyszła na świat w 1888 r. w polskiej rodzinie w Ostrawie. Tam ukończyła szkołę podstawową. Jako dziecko ciężko zachorowała i zapadła w śpiączkę trwającą dwie doby. Po tym wypadku często ?zamyślała się? tak głęboko, że traciła kontakt z rzeczywistością, zamykała się w sobie i była trochę odizolowana od świata. Później w swoich Pamiętnikach jasnowidzącej (Wisła 1930) napisała: ? Ze zdolnościami jasnowidzenia, jakie posiadam, przyszłam już na ten świat. Gdy mam spojrzeć w świat ducha, nie potrzebuję zapadać w trans, ni też używać jakichś środków pomocniczych.

Posada na Hradczanach...

W wieku 21 lat wyszła za mąż i już wtedy zaczęła wykorzystywać swój dar, pomagać chorym. Pierwszymi pacjentami były gorączkujące dzieci z sąsiedztwa, z których najmłodsze już niemal umierało. Jej działania bioenergoterapeutyczne w połączeniu z terapią ziołową pomogły małym pacjentom. Wkrótce pojawiali się inni potrzebujący. Nikomu nigdy nie odmówiła pomocy. Niestety jej życie osobiste nie układało się; odeszła od męża i przeniosła się wraz z dwójką dzieci do matki. Formalne unieważnienie związku uzyskała w roku 1917.
Wiadomości o jej działaniach roznosiły się szybko. Kiedy stało się jasne, że posiada medialne uzdolnienia, zaproponowano jej badania w Pradze. Pojechała tam na kilka miesięcy w 1919 r. Eksperymenty naukowców uniwersyteckich potwierdziły autentyczność jej uzdolnień. Poznała córkę prezydenta, dr Alicję Masaryk, która zaproponowała jej posadę na Hradczanach. W jakim charakterze, nie wiadomo. Nie została w Pradze, nawet po kolejnej tam wizycie i ciekawej propozycji spokojnej pracy. Wróciła na Śląsk Cieszyński.

?Czarownica? ze Sfinksa

W czasie pobytu w Wiśle poznała miejscowego nauczyciela, Jana Pilcha. Ponownie wyszła za mąż, na świat przyszły kolejne dzieci: córki Janka i Agnieszka. Małżonkowie cały czas wychowywali Stacha Kurletto oraz Anitę, dzieci z pierwszego małżeństwa. Zamieszkali początkowo w Pszczynie; mąż był kierownikiem miejscowej szkoły. Murowaną willę na Jarzębatej w Wiśle wybudowali w 1931 r. Nazwali ją Sfinks. Zamieszkała teraz wśród ludzi, którzy z dużą życzliwością, ale zarazem z rezerwą odnosili się do jej rewelacji. Podobno była przez niektórych miejscowych uważana za czarownicę.
Jej sława przyciągnęła do Wisły wielu, m.in. w 1929 r. przeniósł się tam znany ezoteryk Jan Hadyna, który później zresztą zamieszkał w Sfinksie. Zapewne pod jej wpływem zaczął wydawać od 1929 r. Hejnał ? Miesięcznik Wiedzy Duchowej. Pod koniec 1933 r. przekazał Hejnał pod kierownictwo Agni, ale oficjalnie administratorem pisma pozostał mąż. W wydawnictwie publikowano artykuły poświęcone zjawiskom paranormalnym. Tam też ukazały się jej wspomnienia i artykuły; opisywała swoje wizje. Pisała bardzo dużo. Jako bardzo wierząca, pisała o ewangelicznych metodach leczenia, o leczeniu ziołami. Udzielała porad, czasami ze współczesnego punktu widzenia bardzo aktualnych, np. wyjaśniała, jak bardzo zanieczyszczona jest aura ludzi palących tytoń. Zalecała regenerację organizmu poprzez sen i przebywanie na łonie przyrody. Oprócz artykułów prasowych drukiem ukazały się książki. Pierwszą było Życie na ziemi i w zaświecie czyli wędrówka dusz (Wisła 1926), za które otrzymała podziękowanie od marszałka Józefa Piłsudskiego. Kolejna książka, Spojrzenie w przyszłość (Wisła 1933), nawoływała do bratania narodów słowiańskich i za nią podziękowania przysłał jej prezydent Tomasz G. Masaryk. Za wydaną w Wiśle dwutomową powieść okultystyczną osnutą na prawdziwych przeżyciach ? Zmora (1932) i Umarli mówią (1933) ? nadeszły podziękowania od prezydenta Ignacego Mościckiego. Ukazały się też Pamiętniki jasnowidzącej (Wisła 1930) i Jasnowidzenie (Wisła 1935).
Sfinks był domem otwartym, do którego przychodzili ludzie po porady. Wykorzystując swoje zdolności bioenergoterapeutyczne oraz znajomość leczniczych właściwości ziół, pomogła wielu osobom. Leczenia podejmowała się bezinteresownie, ale przyjmowała też zapłatę, szczególnie od osób zamożnych. Porad regularnie udzielała nie tylko w Wiśle, ale i w Cieszynie. Wzywano ją tutaj do szpitala, do ciężkich przypadków. Przyjeżdżali do niej ludzie z całej Polski, choć wtedy nie było łatwo dostać się do Wisły. Pisali listy, w których błagali o pomoc. Codziennie odpowiadała na wiele z nich, przyjmowała chorych i potrzebujących, nie odrywając się od zajęć domowych.

Leczenie na odległość

Jeden z licznych przypadków leczenia na odległość opisuje Anna Szatkowska, córka Zofii Kossak-Szatkowskiej w Był sobie dom (Kraków 1993), której brat Witold Szadkowski miał jechać do Warszawy na egzamin wstępny. ? W przeddzień wyjazdu pojawiła mu się na twarzy okropna egzema, z której lała się żółta ciecz, i nic na to nie pomagało. Babcia, bezradna, skontaktowała się z Pilchową, która obiecała coś poradzić na odległość. Prosiła, by po południu Witold siedział spokojnie na kanapie przez dwie godziny. Wieczorem egzema przyschła, a nazajutrz nie było po niej śladu! Jej pacjentami byli nie tylko prości ludzie, ale też znane postacie życia publicznego, np. wicewojewoda śląski, dr Tadeusz Saloni, któremu skutecznie pomogła, czy marszałek J. Piłsudski. Była kilkakrotnie zapraszana była do Belwederu. W jakim celu tam jeździła, nie wiadomo. Mogły to być problemy zdrowotne Marszałka i poszukiwanie niekonwencjonalnych metod leczenia albo chęć uzyskania informacji, których nie mógł dostarczyć wywiad. Znając zamiłowanie Marszałka do ezoteryki, można przypuszczać, że wizyty te miały raczej charakter informacyjny. Pewne jest, ze uśmierzała ból podczas jego ostatniej choroby.

Spełnione wizje

Na początek lat 30. przypada najlepszy okres jej działalności. Poprawia się sytuacja materialna. Wraz z pojawieniem się jej osoby w mediach zaczęła być jeszcze bardziej znana. Szczególny rozgłos zyskała dzięki audycjom radiowym Zofii Kossak-Szczuckiej, częstemu gościowi w Sfinksie. Jej sława, jak się uważa, sięgała daleko poza Wisłę, a nawet Polskę.
Przypisuje się jej autorstwo ?Przepowiedni z Tegoborzy?, która w formie wierszowanej krążyła w okresie wojny i niosła pociechę w okupowanym kraju. Mówiła o klęsce III Rzeszy. Stanisław Hadyna, częsty gość Wiśle, który odwiedzał tam wujka, napisał wiele o jej wojennych przepowiedniach. Potwierdza, że opowiadała nie tylko o zakończeniu wojny w Europie, ale nawet o wybuchu bomby atomowej w Japonii. O przyszłości pisała też w Jasnowidzeniu. W negatywnym świetle opisywała tam rozwój wielkich aglomeracji miejskich. Zapowiadała wzrastającą agresję ludzi społecznie złych oraz gloryfikowanie gwałtu i przemocy wraz ze wzrostem liczby ludności. Pisała, że ludzkość gorączkowo rzuci się do pracy, aby podnieść swój dobrobyt. Będzie budować olbrzymie mosty, kanały, drogi, zakładać wielkie osady, ogrody warzywne, osuszać bagniska, nawadniać pustynie i w niedalekim czasie sztucznie wywoływać chmury i deszcz, a także je rozpraszać. Nie wymieniła nazwy, ale napisała, że przeróżne wynalazki praktyczne umożliwią gospodyniom łatwiejsze prowadzenie gospodarstwa domowego, na szeroką skalę będą pracować nad wykorzystaniem energii słonecznej. Twierdziła, że wizje te zaczną stopniowo spełniać się jeszcze przed rokiem 2000.

Powietrze pełne szeptów

W czasie wojny wszelką działalność literacką musiała przerwać. Pomagała jednak nadal, a teraz jej pomoc była jeszcze bardziej potrzebna. Córka Janka w liście, który przechowuje wnuczka Iwona Bartuszek, wspomina: ? To była częsta scena w czasie wojny: matka nagle przerywała to, co robiła, zamykała oczy i mówiła: Iksiński tu jest. Właśnie zmarł. Napisz do jego rodziny. I dalej następowały szczegóły dotyczące okoliczności śmierci i miejsca, w którym znajdowało się ciało. Większość tych ludzi była czytelnikami naszego pisma, znanymi lub nieznanymi, którzy widzieli w nim pośrednika miedzy tymi dwoma światami. Kiedy umierali z dala od swojego domu, zawsze zjawiali się u mojej matki, aby przekazać ostatnią wiadomość. Dom wydawał się ich pełen. W salonie ? gdzie za życia zwykle radzili się mamy ? nie można już było usiąść w fotelu, nie czując przy tym czyjejś obecności. Ciągnęli mnie za warkocze, powietrze zdawało się być pełne szeptów, więc przyzwyczaiłam się zawsze mówić: dzień dobry i dobry wieczór pustemu salonowi. Na ich prośbę napisałam wiele listów. (?) Nie było dnia, by ktoś listownie nie zwracał się do niej z prośbą o udzielenie rady w różnych cierpieniach, zarówno fizycznych, jak i duchowych.
Ostatni, tragiczny, wojenny rozdział rodziny Pilchów ? we wspomnieniach przechowywanych przez wnuczkę Iwonę Bartuszek ? opisuje Jan, mąż Agnieszki, długoletni kościelny w Wiśle.
? Z domu wywieziono (...) dwie fury książek i miesięczników. (?) Zostaliśmy aresztowani w listopadzie 1943 r. i wywiezieni do Cieszyna, a 24 grudnia 1943 r. przewiezieni do Mysłowic. Stamtąd w kwietniu 1944 r. żonę wywieziono do obozu koncentracyjnego w Ravensbruck, mnie do obozu Sachsenhausen. Kilka tygodni później aresztowano ukrywającą się córkę Jankę.
Dlaczego Agni została aresztowana? Oskarżono ją o przemycanie broni partyzantom. Przekazywała im jednak tylko ? albo aż ? kartki żywnościowe, które zostawiała w umówionym miejscu. Wśród walczących był jej syn Stanisław. Mąż po przesłuchaniu mógł zostać zwolniony, ale nie opuścił żony, poszedł za nią do więzienia. Uważał, że małżeńska przysięga zobowiązuje go do bycia z żoną na dobre i na złe. Przeżył wojnę, dzieci również, jeszcze długo po zakończeniu działań wojennych szukał żony. Nie znalazł. Agnieszka Pilchowa została rozstrzelana w obozie Ravensbruck w lutym 1945 r. Jej nazwisko wymieniono na tablicy upamiętniającej ofiary nazizmu na ewangelickim cmentarzu Na Groniczku.

Lek na całe zło

Agnieszka Pilchowa była osobą głęboko wierzącą, która głosiła miłość do Stwórcy jako lek na wszystkie nieszczęścia i zło tego świata. Szanowała ludzi i nie zważając na siebie, zawsze spieszyła z pomocą. Miała wielkie niebieskie oczy, sprawiające wrażenie ciągle zdziwionych. Pachniała ziołami. Bardzo lubiła śpiewać. Śpiewała wieczorami przy otwartych oknach pieśni religijne. Prowadziła przecież normalne życie, żony i matki. Po wojnie dwoje dzieci wyjechało do Brazylii, Anita wyszła za mąż za pastora w Wiśle, a najmłodsza zamieszkała w Warszawie i tam założyła rodzinę.
Wiele można o niej napisać, ale na pewno nie to, że była zwyczajna lub przeciętna. Jasnowidz, zielarka, uzdrowicielka. Leczyła ziołami i odpowiednią dietą, ale często zdarzało się, że korzystała z daru jasnowidzenia, wnikała w przeszłe zdarzenia z życia pacjenta, szukając przyczyny chorób. Biorąc pod uwagą, że nie skończyła uczelni medycznej, a jedynie szkołę podstawową, trafność jej diagnoz lekarskich była imponująca. Jak pisała we Wstępie do Pamiętników jasnowidzącej Kazimiera Chobotowa, diagnozując chorego, Agni odczuwała jego fizyczne dolegliwości we własnym ciele! Swych zdolności jasnowidzenia nie używała do celów materialnych. Nie lubiła też patrzeć wzrokiem ducha na sprawy materialne, np. odnajdywać zagubione przedmioty. Leczyła nie tylko bezinteresownie, ale pomagała potrzebującym. Nie znosiła reklamy i szumu wokół siebie. Miała swoją życiową filozofię i zasady, których trzymała się konsekwentnie. Nigdy nie zabiegała o popularność, a zyskiwała ją dzięki pracy wykonywanej z wielkim entuzjazmem.