Sylwetkę zmarłego przed pięciu laty cieszyńskiego dziennikarza, człowieka silnie związanego ze Śląskiem Cieszyńskim, Roberta Danela przedstawia Beata Tyrna.

Zmarł nagle pięć lat temu ? w lutym 2008 r. Jako dziennikarz, któremu przyszło pracować w trudnych czasach narzuconego Polsce ustroju politycznego, był Robert Danel osobą nie tyle kontrowersyjną (miał stałe, niezachwiane poglądy, których nie bał się głosić), co wzbudzającą skrajne emocje. Zwłaszcza, że oprócz folklorystyki i regionalnej kultury, oświaty i wychowania, często podejmował problematykę historii regionalnej. Pisał o Zaolziu oraz polsko-czeskich relacjach na Śląsku Cieszyńskim. Mimo to ? jak wspominał jego redakcyjny kolega Paweł Czupryna ? umiał wybrać złoty środek. Nawet jednak taka postawa nie uchroniła go przed problemami z władzami czechosłowackimi. Gdy w 65. rocznicę najazdu czeskiego na Polskę pisał na ten temat, uznano go w Czechosłowacji za persona non grata. Przygodę z dziennikarstwem Robert Danel rozpoczął jednak znacznie wcześniej, bo już w wieku... 13 lat. Wówczas stał się współpracownikiem Katowickiej Rozgłośni Polskiego Radia. Warto pamiętać, że w latach 50. XX w. Robert Danel miał na swym koncie publikacje w Głosie Ludu ? gazecie Polaków w Czechosłowacji (nb. ukazującej się do dziś w Czechach), a także zajmował się sprawami edytorskimi jednego z ostrawskich wydawnictw.

Robert Danel przez pół wieku związany był

z Głosem Ziemi Cieszyńskiej

jako dziennikarz, sekretarz redakcji, wreszcie redaktor naczelny. Należał do tego pokolenia pracowników, którzy lojalnie wiązali się z jedną firmą na całe życie zawodowe. ? Niewielu jest dziennikarzy, którzy przepracowali w jednej redakcji pół wieku. A w Cieszyńskiem z pewnością drugiego takiego nie ma. Red. Władysław Oszelda był nestorem w zawodzie, ale należąc do tzw. wolnych strzelców, z konkretnymi redakcjami wiązał się etatem tylko na krótko. Robert natomiast, choć miał wiele okazji do pracy w prasie ponadregionalnej, z żadnej nie skorzystał. Tłumaczę to sobie wyjątkowo silnymi związkami z ziemią rodzinną ? wyznał Józef Golec, który przyjaźnił się z Robertem Danelem. Nawet epizodyczne kierowanie Naszą Trybuną, gazetą zakładową ?Celmy?, ściśle wiąże się z Głosem Ziemi Cieszyńskiej. To właśnie Nasza Trybuna zastąpiła Głos, gdy ten, na skutek decyzji politycznych, na pewien czas zniknął z rynku wydawniczego. Nasza Trybuna nawet szatą graficzną przypominała Głos... Zresztą dziennikarstwo w GZC przedłożył Robert Danel nad karierę naukową. Gdy w 1958 r. otrzymał propozycję pracy w Głosie, pożegnał się z Uniwersytetem Jagiellońskim i wrócił na stałe do Cieszyna. Po objęciu redakcji GZC zmienił nieco profil czasopisma, poświęcając więcej uwagi tematom społecznym, na które było spore zapotrzebowanie czytelnicze, a wcześniej rzadko je poruszano. Jak wspominał jego następca Paweł Czupryna, wobec obowiązującej wówczas ideologii zachowywał daleko idącą powściągliwość. Określił także kierunek, w którym ma zmierzać jego pismo. Był to regionalizm. ? Doskonale wyczuł, co czytelników może zainteresować. Dzięki odpowiednim ukierunkowaniu tematyki Głos stał się czasopismem regionalnym o najwyższym w Polsce wskaźniku poczytności ? był w tamtych czasach niemal

w każdym cieszyńskim domu

? wspominał Paweł Czupryna. ? Robert służył poznawaniu, dokumentowaniu, opracowywaniu i upowszechnianiu wiedzy o ukochanej ziemi cieszyńskiej. Jako jeden z niewielu nie był skory jeździć po świecie. Jemu zawsze wystarczał Cieszyn, Beskidy, ziemia nadolziańska ? pisał o przyjacielu z okazji 40-lecia jego pracy dziennikarskiej prof. Edmund Rosner. Jak stwierdził Józef Golec, folklorem Robert Danel zainteresował się dopiero po powrocie z Krakowa, a inspirująco podziałał na niego przykład ludoznawców z Zaolzia publikujących ?żywe teksty? na łamach miesięcznika Zwrot. Był też Robert Danel prekursorem zbierania materiałów folklorystycznych w terenie. ? W 1959 r. pożyczył w cieszyńskim domu kultury ciężki magnetofon i wybrał się w poszukiwaniu gawędziarzy do Istebnej. Tak rozpoczęła się Roberta

przygoda z folklorem

 ? twierdził Józef Golec. ? Dzięki swojej błyskotliwej inteligencji, doskonałej znajomości warsztatu, terenu i źródeł wyrósł na rasowego badacza folkloru. Prowadził też, co dzisiaj należy do rzadkości, bo badacze wolą medytować w gabinetach, badania terenowe. Ich owocem jest wartościowa książka Beskidzkie opowieści ludowe wydana w 1979 r. w Bielsku-Białej ? wspominał dokonania red. Danela prof. Daniel Kadłubiec, etnograf i folklorysta z Uniwersytetu Śląskiego. Na swym koncie Robert Danel ma także prace edytorskie dla Beskidzkiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego i Macierzy Ziemi Cieszyńskiej. W dodatku to on przecierał trudne powojenne szlaki regionalnych wydawnictw w czasach, gdy panowało przekonanie, że nic nie da się wydać, bo pozwolenia na wydanie czegokolwiek musi wydać Warszawa, która pozwoleń nie wydaje... Okazało się jednak, że Robertowi Danelowi udało się zorganizować i edytorsko przygotować wiele wydawnictw. Kolejną publikacją, której Robert Danel nadał określony, charakterystyczny kształt ukierunkowany na regionalizm i lokalną historię, jest Kalendarz Cieszyński, który również przez wiele lat redagował. Robert Danel został uhonorowany m.in. Nagrodą im. Karola Miarki (1989) i Srebrną Cieszynianką (2005); mianowano go także honorowym członkiem Macierzy Ziemi Cieszyńskiej (1995). Jego współpracownicy wspominają, że mimo swych ogromnych zasług zawsze pozostawał człowiekiem bardzo skromnym. Nie pchał się na świecznik, lecz po cichu walczył o swe ideały. ? Nie zawsze jego wypowiedzi się podobały ? stwierdził Daniel Kadłubiec. ? Zwłaszcza te, które dotykały cieszyńskiej historii. Nie podobały się dlatego, że Robert Danel miał zawsze swoje zdanie, i to

niewyssane z palca

? ale źródłowo udokumentowane. Ponadto, jako cieszyniak z dziada pradziada, miał cieszyńskość we krwi, czuł ją zatem o wiele głębiej niż Warszawa. W latach 80. napisać cykl ?nieideologicznych? artykułów o czesko-polskim sporze o Śląsk Cieszyński po zakończeniu I wojny światowej, nie było proste i wymagało wiele odwagi ? przekonywał profesor. ? Robert Danel z uśmiechem i przekorą mówił, że jeśli władze partyjne nie miały zastrzeżeń do Głosu, to czuł się niedobrze, uznawszy, że gazeta jest do niczego, bo pisanie prawdy było jego pasją, z czym zawsze były kłopoty ? zauważył prof. Daniel Kadłubiec.