Historia i przyszłość Miejskiego Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach

 

Ostatnie dwa lata w Czechowickim Domu Kultury przeminęły pod znakiem okrągłych rocznic. Sezon na nie rozpoczął się w 2014 r., kiedy to minęło 90 lat od oddania do użytku Domu Robotniczego – obecnego Miejskiego Domu Kultury. W 1924 r. Zbudowali go w czynie społecznym mieszkańcy dzielnicy Lesisko. Z kolei w 1925 doszło w tym budynku do pierwszego seansu filmowego – uruchomiono wtedy kino Świt! Ze źródeł historycznych wynika, że było to jedno z prężniej działających kin aż do wybuchu II wojny światowej, kiedy Niemcy zajęli obiekt i urządzili w nim m.in. restaurację i kino.

Budynek Miejskiego Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach został gruntownie przebudowy w początkach lat 70., a pod koniec lat 80. do głównego korpusu dobudowano część administracyjno-biurową. W niej znajdują się też sale prób, a w piwnicy mieści się sala zajęć oraz kostiumeria dla grup teatralnych. W 2008 dokonano kolejnej przebudowy, w ramach której nadbudowano hall kasowy i zmieniono nieatrakcyjną z estetycznego punktu widzenia fasadę. Za nowy wygląd, aczkolwiek przywołujący ten pierwotny sprzed wojny, odpowiadał pochodzący z Czechowic architekt: Stanisław Niemczyk. Przy okazji wyremontowano też piwnicę, która była zalana od lat 70. Teraz mogą się w niej odbywać koncerty, próby teatralne czy wykłady. Na dachu hallu kasowego z okresu PRL powstała galeria, gdzie wystawia się przede wszystkim lokalnych artystów, ale nie brak też miejsca dla tych, których sława obiegła świat, np. dla Edwarda Dwurnika.

O historii obiektu oraz o tradycjach domu kultury w Czechowicach i Dziedzicach opowiada Bolesław Folek, obecny dyrektor MDK: „Ten obiekt jest starszy niż Czechowice-Dziedzice jako miasto – które niedawno obchodziło 60-lecie nadania praw miejskich, a budynek pełni swe publiczne funkcje już od ponad 90 lat. Dużym plusem jest na pewno jego centralne umiejscowienie w organizmie miasta. Od początku swoje miejsce mieli tu artyści, zespoły teatralne, muzyczne, a nawet organizacje polityczne – przed wojną miała tu siedzibę organizacja lewicowa „Siła”. Sam fakt, że znalazło się tu miejsce,dla tych którym chciało się tworzyć i rozwijać kulturę amatorską, to istotne świadectwo wysokich ambicji lokalnej społeczności. Sprzyjała temu wyjątkowa aktywność kulturalna czechowiczan i dziedziczan, którzy wręcz ścigali się ze sobą w zakładaniu różnych kółek czy zespołów. Może dlatego wyszło stąd tylu wspaniałych ludzi?”.

Z Czechowic-Dziedzic wywodzi się wielu znanych twórców teatralnych, począwszy od Danuty Baduszkowej, która miała w Dziedzicach swoją stacjonarną grupę teatralną, ale występowała także w Domu Kultury w Czechowicach. Swoje pierwsze kroki aktorskie stawiała tu Teresa Budzisz-Krzyżanowska, która w latach 60. kończyła czechowickie liceum. Również tu mieszkał aktorski ród Machaliców, a Piotr spędził w Czechowicach-Dziedzicach całą młodość. Jednak wyjątkowe piętno Czechowice i Dziedzice odcisnęły na historii polskiej muzyki współczesnej. Stąd wywodzi się zmarły niedawno, jeden z najwybitniejszych twórców muzyki chóralnej, profesor Józef Świder. To on założył chór Moniuszko, a w 2015 r. obchodzono uroczystości 60-lecia jego działalności. Drugim ważnym człowiekiem w muzyce współczesnej został wybitny kompozytor Witold Szalonek – wynalazca tzw. dźwięków kombinowanych. Trzecią niezwykłą postacią był Andrzej Krzanowski, którego pamięci poświęcony jest Jesienny Festiwal Muzyczny Alkagran. Jak powiedział Marek Andrysek, jeden z wykonawców jego muzyki: „kiedy zaczynaliśmy, to Andrzej był w ścisłej awangardzie, a teraz – to już jest klasyka”. Muzyka Krzanowskiego jest coraz lepiej przyswajana, w czym także wielka zasługa Alkagranu. W Czechowicach-Dziedzicach pojawiają się także wybitni wykonawcy. Najbardziej promienne przykłady to Anna Szostak – szefowa Cameraty Silesii – i Piotr Beczała, jeden z najwybitniejszych tenorów świata, który karierę rozpoczynał m.in. w Madrygalistach – zespole działającym niegdyś w Miejskim Domu Kultury pod kierownictwem Anny Szostak. Do muzycznego fenomenu odnosi się Bolesław Folek: „Takie osoby wyznaczają kierunek, w którym mamy zmierzać jako organizatorzy tutejszego życia kulturalnego. Oni są dla nas drogowskazami. Może to tłumaczy fakt, że ciągle pojawiają się kolejni młodzi – równie zdolni, którzy wchodzą w świat muzyki chcą śpiewać, i to właśnie klasykę operową, operetkę, musical, a nie coś innego”.

W Czechowicach śpiewają

W czechowickim domu kultury za muzyczny rozwój młodych ludzi odpowiada Barbara Bielaczyc – absolwentka Akademii Muzycznej w Katowicach. Zdaniem Bolesława Folka „ma ona niezwykły dar przekazywania swojej wiedzy i zaszczepiania miłości do tego typu muzyki, a także do pracy, bo ta muzyka wymaga sporego nakładu pracy, a nie tylko fascynacji”. Barbara Bielaczyc prowadzi już od 10 lat Czechowicki Teatr Muzyczny Movimento. Z jego działania bardzo dumny jest dyrektor: „Tu doszło do czegoś niesamowitego, bo myślę, że jesteśmy fenomenem w skali kraju, jeśli chodzi o domy kultury w małych miastach. Regularnie powstają u nas przedstawienia operowe, operetkowe, musicale i to w takiej jakości, że zewsząd słyszymy pochwały: z ust autorytetów akademickich i praktykujących muzyków znanych w świecie”. Dowodzić tego mogą sukcesy wychowanków Movimento – dwóch z nich: Daniel Malchar i Łukasz Stawowczyk, zostało absolwentami ekskluzywnego kierunku wokalno-aktorskiego w krakowskiej PWST. Dwóch kolejnych: Sebastian Gabryś i Paweł Brożek, ukończyło Akademie Muzyczne, odpowiednio, w Katowicach i Krakowie. Paweł Brożek, tuż po obronie pracy magisterskiej, dostał angaż do opery w Hanowerze. „Na nasze warunki, jest to ewenement, zwłaszcza że kultura muzyczna w Niemczech stoi na bardzo wysokim poziomie” – podkreśla Bolesław Folek. Sporo innych wychowanków kończy studia aktorskie, np. przy Teatrze Wyspiańskiego w Katowicach. Kolejna podopieczna Barbary Bielaczyc, Wioletta Malchar jest np. etatową aktorką Teatru Rozrywki w Chorzowie, a ostatnio możemy ją oglądać w spektaklu „Grek Zorba” na deskach bielskiego Teatru Polskiego.

Historia kina w Czechowicach

Bardzo ważnym polem działalności MDK w Czechowicach jest kino Świt. W latach 90. było ono jednym z najlepszych i najnowocześniejszych w Polsce. W tamtych czasach zainwestowano w nowoczesny ekran, nowoczesny system nagłośnienia, nowe projektory i fotele. To przyciągało do Czechowic-Dziedzic kinomanów z różnych, często nawet bardzo odległych miejscowości. W latach 95 i 96 Świt zdobywał nagrodę „Złotego progu” dla najlepiej działającego kina w Polsce. Oczywiście, to nie same parametry techniczne decydowały o powodzeniu instytucji, a raczej repertuar. A pod to grunt przygotował kolejny jubilat, obchodzący w 2015 r. 35-lecie działania – Dyskusyjny Klub Filmowy Puls. Dzięki niemu w Czechowicach-Dziedzicach udało się „wychować” grupę miłośników filmu, dla których nie tylko jakość obrazu była ważna, ale też prezentowana na ekranie sztuka filmowa. Początki DKF były trudne – wypadły na czasy stanu wojennego, ale po jego zakończeniu pełni entuzjazmu kinomani, wśród których byli do dziś związani z kinem Józef Grabowski i Bolesław Folek, rozkręcali działalność od nowa. „Pamiętam – wspomina Bolesław Folek – że co tydzień po piątkowych zajęciach spora grupa studentów jechała ze mną z Sosnowca do Czechowic-Dziedzic. Urządzaliśmy maratony filmowe, czasem całonocne, czasem dwu- trzydniowe. DKF miał swoją siedzibę w piwnicy, więc nie rzucaliśmy się specjalnie w oczy, ale dziś wiemy, że byliśmy bacznie obserwowani.

Klub szybko rozrastał się: na początku lat 80. liczył kilkanaście osób, a z czasem stał się dużą organizacją liczącą prawie 200 stałych członków, a na niektórych projekcjach salę wypełniało 400 widzów – limit wyznaczała tu pojemność sali widowiskowej. Do czechowickiego kina ściągali głównie ludzie z okolic, ale także z Opola, Katowic czy Krakowa. Jak Bolesław Folek wspomina: „Nie planowaliśmy takiego powodzenia Pulsu – to stało się bez specjalnych zabiegów promocyjnych czy jakbyśmy dziś powiedzieli marketingowych. Pewnie jedną z przyczyn atrakcyjności repertuaru było to, że byli wśród nas, że się tak wyrażę, fanatycy, dla których nie było problemem pojechać na drugi koniec Polski po kopię ciekawego filmu. W tamtych czasach niektóre tytuły pojawiały się w Polsce niespodziewanie i tylko wtajemniczeni wiedzieli, że można je wyświetlić. Zgłaszaliśmy się po nie do konsulatów i instytucji kultury innych państw. Np. Instytut Francuski na Pięknej w Warszawie udostępniał filmy francuskie – ale tu trzeba było zadbać o tłumacza na żywo, bo nie było list dialogowych. Konsulat węgierski oferował kino węgierskie z lat 70., które odnosiło się do wydarzeń lat 50.! To było czyste kino polityczne demaskujące wypaczenia ówczesnego ustroju! Oficjalnie nie można było tego pokazać, więc oglądaliśmy te filmy na zamkniętych pokazach. Maluchem kolegi przywoziliśmy z konsulatu amerykańskiego w Krakowie głośne filmy opisujące ruch kontrkultury. Dzięki konsulowi niemieckiemu obejrzeliśmy kultowe obrazy Wernera Herzoga. Z czasem, za sprawą kaset wideo, działalność DKF nabrała partyzanckiego rysu, choć nie była to działalność wywrotowa: „W pewnym momencie – kontynuuje Bolesław Folek – pojawiły się na rynku kasety wideo z zakazanymi filmami, tzw. pułkownikami. Ten nośnik – wideo – spowodował rozmnożenie „tajnych projekcji” – można się było spotkać w prywatnym mieszkaniu i oglądać filmy nawet w kilkunastoosobowym gronie. Chcieliśmy oglądać to, co było zakazane dla naszych umysłów, i zakosztować nieznanych treści artystycznych, estetycznych i intelektualnych. A z tego zrodziła się taka mała rewolucja, która spowodowała, że ta wielka zmiana 1989 r. zastała DKF Puls w momencie pełnego rozkwitu”.

Istotnie, w 1991 r. Puls uzyskał nagrodę im. prof. Bogdziewicza dla najlepiej działającego Dyskusyjnego Klubu Filmowego. Jednak z biegiem lat po odzyskaniu wolności zapotrzebowanie na tę formę bycia w kulturze filmowej spadało, co odczuł także czechowicki DKF – frekwencja na seansach wyraźnie zmalała. Natomiast zdobyte wcześniej doświadczenia udało się przenieść na inną działalność: powstały przeglądy kina ambitnego, przeglądy tematyczne poświęcone nowym trendom czy zjawiskom w sztuce filmowej. Od lat w kinie Świt odbywają się takie przeglądy, jak Festiwal Dobrych Filmów, Tydzień Filmu Polskiego. Filmowe Polonica, Klasyczna Jazda Obowiązkowa, Sąsiedzi, czy Czechowickie Prezentacje Filmowe. Niedawno stworzono też przegląd poświęcony filmowi dokumentalnemu. Kino Świt wciąż jest bardzo cenione i doceniane: w czerwcu Bolesław Folek otrzymał z rąk starosty bielskiego i wicewojewody śląskiego odznaczenie Zasłużonego dla Kultury Polskiej, a we wrześniu 2015 r., podczas 4. Ogólnopolskiej Konferencji Stowarzyszenia Kin Studyjnych i Lokalnych, tytuł „Kiniarza Roku” otrzymał Józef Grabowski.

Nie tylko kino

Miejski Dom Kultury w Czechowicach-Dziedzicach to, oczywiście, nie tylko kino i muzyka. To także taniec. Tutaj, pod okiem Lucyny Apryjas, swoje talenty taneczne od lat 90. rozwijają dzieci i czechowicka młodzież. Ta praca zaowocowała wspaniałymi sukcesami: grupa tańca współczesnego Gest zdobywa wyróżnienia i nagrody na niemal wszystkich poważniejszych przeglądach i festiwalach tanecznych, w których uczestniczyła. Najbardziej spektakularnym sukcesem podopiecznych Lucyny Apryjas była 4-krotnie z rzędu zdobywana na festiwalu w Kielcach „Złota Jodła”. Czwarte jej zdobycie przyniosło Gestowi „Wielkie Grand Prix” – takiego zaszczytu nie dostąpiło wiele innych zespołów. Dobrze układa się także współpraca pomiędzy grupami Lucyny Apryjas oraz Barbary Bielaczyc (która, oprócz śpiewaków, kształci także aktorów). Dzięki temu realnego kształtu nabierają plany stworzenia przy czechowickim MDK w pełni profesjonalnego Czechowickiego Teatru Muzycznego.

Działka literacka

Kolejną ważną rocznicą w czechowickim MDK było 10-lecie Krakowskiego Salonu Poezji w Czechowicach-Dziedzicach. Chronologicznie, był to 7. w Polsce salon zamiejscowy, który otworzyła Anna Dymna. Zdaniem Bolesława Folka, „zaszczepienie idei tego salonu na grunt czechowicki okazało się pomysłem trafionym ponieważ zaczęli się tu pojawiać znakomici aktorzy prezentujący w mistrzowski sposób poezję najwyższych lotów”. Bardzo udane było spotkanie jubileuszowe, podczas którego Anna Dymna prezentowała poezję Wisławy Szymborskiej. Jednak nie samo stworzenie salonu jest dla Bolesława Folka powodem do satysfakcji. Najbardziej go cieszy to, że od jakiegoś czasu Krakowski Salon Poezji Anny Dymnej znajduje się pod opieką teatru Movimento. „Młodzi ludzie czytają w towarzystwie profesjonalistów i śpiewają w antraktach muzycznych, często sami decydują, z kim chcą wystąpić. A mi pozostaje tylko zaprosić: kogoś, kto przyciągnie publiczność, ale przy okazji – przekaże naszej młodzieży swoją wiedzę, doświadczenie. To jest swoiste przesłanie naszego salonu – chcemy umożliwiać młodym kontakty z mistrzami, od których będą mogli czerpać inspiracje”. Oprócz Salonu w domu kultury działa jeszcze literacka grupa warsztatowa pod opieką Mirosława Bochenka – znanego bielskiego poety. Jak twierdzi dyrektor MDK, „On nie uczy pisać, on rozmawia z młodzieżą o tym, co napisali. I to w taki sposób, że czynią postępy”. Praca ta przynosi konkretne efekty: jedna z uczestniczek warsztatów: Katarzyna Prus, ma już za sobą debiut w periodyku Relacje-Interpretacje, jest także laureatką Lipy. Grupa ma na koncie wydany w 2013 roku tomik pt. „Ziarenka literackie”. MDK w Czechowicach-Dziedzicach organizuje również konkurs poetycki po nazwą „Impulsy i niuanse”.

Co jeszcze?

Za sztuki plastyczne w Miejskim Domu Kultury odpowiada Jan Grygierczyk, absolwent ASP. Kilku jego wychowanków wybrało studia plastyczne i, co bardzo cieszy dyrektora, po latach wracają do domu kultury z wystawami swoich prac. To dzięki dobrej pracy instruktora sensu nabrało nadbudowanie piętra nad kasami biletowymi, gdzie teraz mieści się galeria i prezentowany jest dorobek jego wychowanków.

Po czasach, w których obszar działania placówek kulturalnych raczej się kurczył, nastąpił w ostatnich latach zwrot. Otwarta została nowa filia MDK – w Miliardowicach. Ćwiczy tam młodzieżowa orkiestra dęta, dzieci uczą się malarstwa, rysunku, spotykają się też lokalne stowarzyszenia. Zdaniem Bolesława Folka, inwestowanie w kulturę w żadnej mierze nie jest wyrzucaniem pieniędzy, wręcz przeciwnie: „To jest dyscyplina tak dochodowa, że trudno znaleźć inną przynoszącą równie wielkie profity. Trzeba się tylko zreflektować, że zysk materialny jest, owszem, potrzebny, ale najważniejsza wartość to ta, którą wypracowujemy w sobie – ucząc się, kształcąc, rozwijając talenty, dbając o nasz rozwój intelektualny. Nie wolno bać się mówić o tym, że nie ma sprzeczności w zderzeniu pojęć: małe miasteczko i kultura wysoka. Musimy tylko pokazać ludziom, że to połączenie jest możliwe i może mieć ważne skutki społeczne. W latach 90. nie pomyślałbym nawet, że będą do nas przyjeżdżać ludzie z okolicznych powiatów na transmisje z nowojorskiej Metropolitan Opera. Oczywiście, impulsem dla tego wydarzenia i tego, że to się u nas dzieje, jest kariera Piotra Beczały. Mimo że w tym roku w zestawie transmisji, który zaproponowała nam nowojorska opera, nie ma pana Piotra, to ciągle mam telefony z zapytaniami, o kolejne transmisje. Po dwóch sezonach MET jest stałe grono kilkudziesięciu osób, które regularnie przychodzą na wszystkie opery, bez względu na to, czy Polak śpiewa, czy nie!”.

Historia tej ziemi

Kolejnym ważnym elementem jest działalność Koła Badaczy Kultury. Od siedmiu lat prowadzi je doktor Agnieszka Przybyła-Dominik – wykładowca m.in. ATH. Jak z entuzjazmem mówi dyrektor MDK, „Zaproponowała ona młodzieży to, co mi – jako studentowi kulturoznawstwa – zawsze się marzyło: wykonanie prac badawczych i zsumowanie całego doświadczenia życia lokalnej społeczności, póki to doświadczenie jest dla nas dostępne, póki jeszcze żyją ludzie pamiętający dawniejsze czasy – nasi dziadkowie. W efekcie ich pracy powstał cykl zatytułowany: „Świat naszych przodków”. Ukazały się już trzy jego tomy, a mam nadzieję, że wkrótce ukaże się kolejny. Dla mnie jest to spełnienie marzeń młodego kulturoznawcy. A następnym pokoleniom zostawiamy cenny zapis tego, co zastaliśmy, czego byliśmy wielokrotnie świadkami, ale co już powoli zanika”.

Muzeum?

Bolesław Folek już od dawna słyszy pytania mieszkańców o muzeum. W ich opinii Czechowice-Dziedzice zasługują na muzeum z prawdziwego zdarzenia. Skromna lokalowo Izba Regionalna, którą kieruje kustosz Erwin Woźniak, nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom ponad 40 tysięcznego miasta w zakresie metodycznej działalności badawczej, edukacyjnej i ekspozycyjnej dotyczącej dziejów Czechowic-Dziedzic. Według Bolesława Folka: jest kilka elementów, które stanowią mocne podstawy do mądrego projektu w tym zakresie: przede wszystkim wspomniana tu Izba i krąg osób związanych z jej działalnością z Towarzystwem Przyjaciół Czechowic-Dziedzic na czele. Drugi filar to grupa młodych ludzi z Koła Badaczy Kultury z dr Agnieszką Przybyła-Dumin na czele czyli twórcy zapisu niematerialnego dziedzictwa kulturowego Czechowic-Dziedzic i okolic. Jest tez spora grupa osób pełniących poważne funkcje z burmistrzem Marianem Błachutem na czele który dąży do przejęcia przez miasto budynku Dworca PKP, gdzie można by ulokować i wyeksponować pamiątki naszej historii, której istotnym punktem zwrotnym było właśnie powstanie stacji kolejowej w Dziedzicach. Mówiąc o nowoczesnym muzeum wydawałoby się, że mówimy o przeszłości, ale tak naprawdę chodzi tu o naszą przyszłość, o dobrą perspektywę dla nas mieszkańców. A tą najlepiej buduje się właśnie w oparciu o gruntowną znajomość własnej historii.