Cezary Kozak

 

Zegadłowicz w Bielsku urodzony

 

Główną inspiracją do refleksji o Emilu Zegadłowiczu, a szczególnie jego zamiłowaniu do książek, stał się pierwszy numer Głosu Młodych (il.1) z listopada 1935 r.

 

Głos Młodych

 

Było to „pismo młodzieży szkół średnich Białej, Bielska, Pszczyny”. Zapewne sama historia powstania, trwania i zamknięcia tego pisma zasługuje na osobne omówienie. Czegóż tam nie ma: poezja, artykuł Gustawa Morcinka, w którym deklaruje, że będzie opiekunem Głosu Młodych, relacje z podróży, humor i satyra z rysunkami Jerzego Zitzmana etc. Wśród „Nowin literackich” jest krótka informacja (wraz ze zdjęciem, il. 2) o Zegadłowiczu, którą przytaczam w całości (zachowując oryginalną pisownię):

– Emil Zegadłowicz autor „Powsinóg beskidzkich”, „Żywota Mikołaja Srebrempisanego” (1927-29 – I. Godzina przed jutrznią, II. Z pod młyńskich kamieni, III. Cień nad falami, – wydanej ostatnio części czwartej „Zmory”), wydaje w najbliższym czasie książkę p. t. : „W dziecinnym pokoiku”. Książka mimo niewinnego tytułu jest naogół bardzo rewolucyjna. Porusza w niej autor sprawę uświadomienia, wychowania religijnego i państwowo-militarnego.

Notkę wieńczy zdjęcie poety w wiklinowym fotelu, na tle zapewne ukochanych Beskidów, których piękno tak barwnie, dźwięcznie i niepowtarzalnie opiewał. W 1935 r. na cztery lata przed wybuchem II wojny światowej Zegadłowicz ma już w pełni ugruntowaną pozycję w literaturze polskiej. Ma za sobą wzloty i upadki, kolejne szczeble kariery zawodowej, która miała mu przynieść spokój tworzenia i zapewnić byt. Nie do końca jednak tak było. Praca, którą podejmował, rzucała go do Warszawy, Poznania, Krakowa i Katowic, ale zawsze wracał szukać samotności i ukojenia do swojego Gorzenia Górnego, w Beskidy.

Twórczość poety, pisarza, tłumacza, dramaturga, bibliofila była przedmiotem wielu opracowań, mniej lub bardziej trafnych. Dowodzi to, że jego sylwetka jest wciąż rozpoznawalna, choć nie wzbudza tylu kontrowersji, co za życia autora „Zmór” i „Motorów”.

Szeroko i dogłębnie opracowaną książką o życiu i twórczości Emila Zegadłowicza jest „Pan na Gorzeniu”, autorstwa Mirosława Wójcika (AŚ, Kielce 2005). Autor opracowania dotarł do „imponującego archiwum – od czasu śmierci Zegadłowicza niepoznanego i nieskatalogowanego. Dziesiątki tysięcy dokumentów, na które składa się obfita korespondencja, pierwodruki książek, kolekcje recenzji prasowych, rękopisy nieopublikowanych dzieł, kolejne redakcje i odbitki korektorskie ogłaszanych drukiem utworów, notatki pisarza, bruliony listów, fotografie, dokumenty osobiste, pisma urzędowe – wszystko to zaledwie fragmentarycznie usystematyzowane w zespoły tematyczne, pozostawało w zapomnieniu od 1941 roku.” Tyle autor monografii. Z jego dzieła dobywam dwie kwestie. Pierwsza jest arcyważna, bowiem dotyczy miejsca urodzenia autora „Zmór”.

 

Urodzony przy Ratuszowej?

 

– Emil Zegadłowicz o chwili swych narodzin myślał u kresu życia, gdy los rzucił go do Sosnowca – cytuję za autorem „Pana na Gorzeniu”. – Na pięć dni przed zgonem, 19 lutego 1941 r. napisał w szkicu swej ostatniej powieści Sen: „urodziłem się 20 lipca 1888ego roku – był to piątek; nie stwierdzałem; matka mi mówiła; godzina szósta po południu. W Bielsku; na Śląsku; przy ulicy Ratuszowej pod No 3. – dom ten istnieje po dziś dzień.” Jak zaznacza w przypisie M. Wójcik (przyp. 27, s.30): – W Bielsku-Białej w setną rocznicę urodzin poety na ścianie budynku przy ul. Wyzwolenia 33, w którym – jak sądzono – przyszedł on na świat, wmurowano pamiątkową tablicę. W świetle przytoczonych tu informacji samego pisarza uznać trzeba, że adres ten jest błędny.

Poprosiłem o pomoc w tej sprawie historyka Piotra Keniga, który pełni funkcję kustosza Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej (Stara Fabryka). Oto czym podzielił się ze mną po przejrzeniu i odczytaniu archiwaliów: „Bielsko Miasto nr [konskrypcyjny] 3 = Stadtberg 12 = ul. Wzgórze 12. W 1889/1890 r. właścicielem budynku był Karl Brandes, niestety nie wiem, kim był z zawodu. Emil Zegadłowicz dobrze zapamiętał numer domu, natomiast pomylił nazwę ulicy. Na planach miasta z ok. 1890 r. dzisiejsza ul. Wzgórze nazywa się „Schlossgasse” czyli Zamkowa, zapewne ok. 1896 r. wprowadzono nazwę „Stadtberg” (Wzgórze Miejskie, krótko: Wzgórze). Być może Zegadłowicz nazwał ją „Ratuszową”, ponieważ wiodła przez Rynek w kierunku bielskiego ratusza przy Kaiserstrasse – dzisiejszej ul. Cieszyńskiej 10 (sąd).”

Nic dodać, nic ująć. Bielszczanie! Trzeba przenieść tablicę pod właściwy adres. Dziękuję w tym miejscu autorowi monografii, p. Mirosławowi Wójcikowi, który mnie zainspirował podanymi informacjami, i Piotrowi Kenigowi z przyjacielskim uściskiem dłoni za profesjonalizm, rzetelność i niezawodność, jak zawsze. Nie czekajmy na okrągłe rocznice, tylko po niezbędnych formalnościach przywróćmy rychło bieg historycznych wydarzeń zgodnie z udokumentowaną prawdą.

 

Upojny zapach książek

 

Druga kwestia dotyczy bibliofilstwa. O upodobaniach kolekcjonerskich, o miłości do książek, pięknych druków, znajdziemy sporo rozproszonych informacji. I ta, niestety, nie będzie pełna, choć Zegadłowicz – bibliofil jak nikt na to zasługuje. I należy do tego wąskiego grona lubowników ksiąg, które spełnia poniższe warunki: kolekcjonuje uwielbiane książki, druki, oprócz treści zwraca uwagę na wykonanie druku, widzi walory estetyczne i je docenia. Delektuje się papierem, upaja go zapach farby drukarskiej, grzbiety dzieł introligatorów lubi podziwiać co wieczór, spoglądając na nie w swojej bibliotece. Ilustracje, winiety, przerywniki etc.… w drzeworycie, akwaforcie, stalorycie, litografii… wszystkie je pieści wzrokiem, za każdym razem zaskoczony nową opowieścią, którą odkrywa. Dzieli się swoimi skarbami; jeśli nie pożycza, to pozwala sięgać na półki i czerpać z nich na miejscu. I wreszcie… wreszcie prawdziwy bibliofil sam jest autorem książki, sam ją prowadzi od dzieciństwa, aż do wieku dojrzałego, od pierwszego napisanego słowa, po gotową okładkę. I taki był Zegadłowicz. Swoje utwory, poematy, poezje, tłumaczenia wydawał w cudownym porozumieniu z artystami czarnej sztuki, drukarzami, typografami, ilustratorami, których nazwiska znajdziemy nie tylko w literaturze przedmiotu, ale też w źródłach encyklopedycznych.

 

Subiektywny wybór druków

 

Oto parę druków, wybór całkowicie subiektywny, aczkolwiek niezamierzony. I może lepiej, że nie zamykamy zupełnie drzwi za tym rozdziałem aktywności pisarza, bo przecież tyle jest jeszcze do odkrycia! Zakładam nieśmiało, że druki bibliofilskie, które wyszły z Oficyny Franciszka Foltina w Wadowicach, są najbardziej znane czytelnikom i kolekcjonerom. Odłóżmy je teraz, by sięgnąć po te wydane w Krakowie, Paryżu, Pradze i Poznaniu. Poznańskich książeczek będzie najwięcej. A i tak nie są to wszystkie wydawnictwa.

Wędrówkę rozpoczynamy od Paryża i Krakowa zachowując chronologię, bo lata wydania to najpraktyczniejszy sposób poruszania się po bibliofilskiej mapie wydawnictw Emila Zegadłowicza.

W 1926 r. dwa zasłużone towarzystwa: Polskie Towarzystwo Przyjaciół Książki w Paryżu i Towarzystwo Miłośników Książki w Krakowie wydają wspólnie 475 egzemplarzy „Kręgu” (il. 3), fragmentu poematu E. Zegadłowicza. W kolofonie czytamy: – Wykonane pod kierunkiem artystycznym Stanisława Piotra Koczorowskiego (prezesa paryskiego towarzystwa), na ręcznie czerpanym papierze, z drzeworytem Tadeusza Cieślewskiego syna. Znajdziemy tam wątek ojczyzny, który pierwszy raz pojawia się w twórczości poety.

W 1927 r. ukazuje się „Siedem pieśni zgrzebnych o Janie Kasprowiczu” nakładem Towarzystwa Miłośników Książki w Krakowie, w ilości 500 egzemplarzy numerowanych. Ilustracje (7 cynkografii) wykonał Zbigniew Pronaszko. Jest to poetyckie wspomnienie pośmiertne o Janie Kasprowiczu, którego pamięć i podziw chciał Zegadłowicz w ten sposób uczcić (il. 4). Druk dedykował Marii Kasprowiczowej.

 

Gawędy z typografem

 

Rok 1928 przynosi kolejne druki. Znowu pod szyldem Towarzystwa Bibliofilów, tym razem w Poznaniu, ukazuje się „Ballada o świątkarzu” z ośmioma drzeworytami Jędrzeja Wowry, odbitymi z klocków artysty. 145 egzemplarzy ukazało się na czerpanym papierze mirkowskim, a 20 na dziełowym papierze bezdrzewnym. Wydał, składał i tłoczył znany i zasłużony dla książki polskiej typograf, Jan z Bogumina Kuglin. Pierwszy raz jako „Ballada o Wowrze”, bez drzeworytów, książeczka ta ujrzała światło w wadowickiej Oficynie Foltina w 1924 r. Ostatnie wydanie, przynajmniej przed wojną, ukazało się w Pradze w 1929 r., z reprodukcjami drzeworytów, jako „Balada o Wowrowi” (il. 5). „Balladę” miano wręczać uczestnikom Czwartego Zjazdu Bibliofilów w Poznaniu (1929). Ukazało się 250 egzemplarzy, które wyszły z drukarni ORBIS nad Wełtawą.

Wracamy do roku 1928. Przynosi on „Widma wskazówek”, osiem elegii Zegadłowicza, wydanych na czerpanym papierze z dwubarwnym drzeworytem Ludwika Mysky’ego w ilości 350 numerowanych egzemplarzy. Było to wydawnictwo przeznaczone dla Trzeciego Zjazdu Bibliofilów Polskich we Lwowie. Poeta wygłosił tam również referat pt. „Gawęda poety z typografem”, który drukiem ukazał się rok później, jako osobna pozycja (wcześniej w Pamiętniku Trzeciego Zjazdu Bibliofilów Polskich we Lwowie, w kwietniu 1929 r.).

Pod koniec 1929 r. Jan Kuglin inauguruje w Poznaniu serię „Biblioteki Studwudziestu” tomikiem pt. „Głośniki płonące” jako Liber primus. Kuglin zarządzał wtedy Rolniczą Drukarnią i Księgarnią Nakładową w Poznaniu. Była to pierwsza pozycja serii, dla której znak biblioteczny i winietę tytułową wykonał Artur Maria Swinarski. Ten zbiór poematów, pełen refleksji Zegadłowicza wywołanych pracą w radiu poznańskim, wyróżniał się tym spośród bibliofilskich dokonań, że zawierał jego portret (il. 6), wykonany dzięki aparatowi zwanemu fultografem. Aparat umożliwiał przekaz i odbiór obrazów świetlnych przez radio.

Drugim wydawnictwem tej serii była wspomniana „Gawęda poety z typografem”, jako Liber secundus, dedykowana typografowi przez poetę, w opracowaniu Kuglina i Swinarskiego.

 

Na mirkowskim papierze

 

„Tematy rumuńskie” to również poznański druk. – Zbiór niniejszy (…) jest raczej notatką przygód uczuciowych i myślowych, doznanych podczas podróży po bardzo u nas mało znanej krainie: poezji rumuńskiej – tak we wstępie określił tomik sam poeta. Wydała go Rolnicza Drukarnia i Księgarnia Nakładowa pod kierownictwem graficznym Jana Kuglina w nakładzie 385 egzemplarzy (25 na papierze mirkowskim ręcznie czerpanym [format A4], 60 podobnie [format A5] oraz 300 i CXX egz. na papierze dziełowym. Była to ostatnia pozycja Zegadłowicza w kuglinowskiej serii „Biblioteki Studwudziestu”. Dlaczego nakład przypisany serii został ponadtrzykrotnie przekroczony? Tego nie wiemy.

Ten krótki przegląd kończymy druczkiem z 1932 r. Tuż przed wyjazdem z Poznania Zegadłowicz, jeszcze raz we współpracy z Kuglinem, wydaje „Dumę o obronie Sigetu” (il. 7), pieśni poświęcone bohaterskiemu narodowi jugosłowiańskiemu, w nakładzie 30 egzemplarzy na prawach rękopisu. Uważny czytelnik wybaczy – jeszcze raz o tym wspomnę – osobisty wybór powyższych wydawnictw i skromne szczegóły techniczne, brak anegdot i historyjek, które towarzyszyły powstawaniu i ukazywaniu się tych dzieł. Całość niech zwieńczy reprodukcja drzeworytu z „Ballady o Wowrze” (il. 8) z 1924 r.