Janusz Branny

 

Literatura na receptach

          (ze wspomnień przyjaciela)

 

W dziejach Śląska Cieszyńskiego zapisał się wielkimi literami. Mało który z lekarzy miał tyle werwy, inwencji, zdolności i pomysłów, praktycznych i twórczych, ile Janusz Gaudyn. Prowadził intensywne życie prywatne, społecznikowskie, zawodowe, można powiedzieć – opozycyjne wobec rządów komuny, które zamknęło się powikłaniem spowodowanym schorzeniem mózgu 22 czerwca 1984 r., po rozpaczliwym skoku z okna.

 

Topienie rozpaczy

 

Janusz Gaudyn urodził się 25 lutego 1935 r. w Katowicach-Ochojcu, a zmarł 22 czerwca 1984 r. w Trzyńcu. Studia medyczne rozpoczął w 1953 r. Już w czasach młodości zwracał na siebie uwagę swym zachowaniem. Gdy przydzielono mu pokój w ołomunieckim akademiku, z którego lokatorem nikt się nie zgadzał, nie dał się zaskoczyć. Otworzył drzwi, zobaczył leżącego w łóżku faceta, który bez ogródek zapytał: – Czego chcesz, ty ch...? Odparł: – Będę z tobą mieszkał, ty p... Tak poznał późniejszego kolegę po fachu, przekornego człowieka z tupetem, i z nim zamieszkał. Zaprzyjaźnili się. Studia, podczas których imponował swymi zdolnościami, były spełnieniem jego marzeń. Emanował już wówczas pomysłami twórczymi i erotycznymi. Potrafił dotrzeć do tajników duszy człowieka. W kobietach widział  boginie piękności. Wdzięki postrzegał swym bacznym okiem studenta anatomii. Nie tylko myślą i piórem, lecz osobistym biologicznym smakiem korzystał z dzieł natury. Ożenił się z blondynką. Była naturalnie piękną absolwentką liceum medycznego. Dała mu syna. Był dumny z tego i, o ile pozwalały obowiązki, poświęcał mu swój wolny czas.

Jego wielkie, wrażliwe na ludzkie przykrości serce i dusza pełna energii i fantazji, nie dawały mu spokoju... Nie ograniczały go konwenanse, zasady wstrzemięźliwości i wierności małżeńskiej. Prowadził życie odważne. Pisał o zaletach miłości, głównie fizycznej.

Bardzo trudno znosił odejście żony. Swą bezradność i rozpacz tłumaczył tym, że odeszła w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Nie mógł pogodzić sie z losem i wielką falą topił tęsknotę w alkoholu i zmysłowym pożądaniu. Pewnego razu u znajomego spotkał blondynkę o lubieżnych oczach. Bez ogródek mówił o jej „czuraczych oczach”. Słownik języka czeskiego tak określa pożądanie kobiet. Niebawem została jego kochanką. Powiedział jednak, że jeśliby się z nią ożenił, to chyba musiałby już do końca życia być wierny. Może nareszcie znalazł wymarzony obiekt swego pożądania, bo z tych przeżyć rodziła się jego twórczość erotyczna? Spłodził dwie córy. Nie ograniczał się jednak wiernością i nadal czerpał ze studni erotycznych przeżyć. Tym niemniej jego małżeństwo było zgodne, choć nie dla każdego zrozumiałe. Potwierdzeniem tego były słowa małżonki: – Jak potrafiłeś być z dziewczynkami, to teraz spełniaj obowiązki małżeńskie za pieniądze – powiedzmy – na sukienkę.

 

Nawał twórczy

 

Pisał odważnie, nawet wbrew cenzurze. Były sytuacje, kiedy zmieniał tylko słowo i cezura nie zauważyła, że powstał tekst „obrazoburczy”. Organizował spotkania polityczne z niektórymi kolegami i przyjaciółmi, podczas których roztrząsano sytuację międzynarodową, np. „bratnią pomoc wojsk układu warszawskiego” czy szczególną nagonkę medialną na Polskę za powstanie „Solidarności”. Były spotkania, libacje i „zejścia”. Niektóre nie przekraczały ram przyzwoitości; inne ciągnęły się do późnych godzin. Humor nigdy go nie opuszczał i rano napotkanych sąsiadów pytał: – Jak pan się wyspał?

Pewnego razu podczas spotkania towarzyskiego, w czasie poważnych rozmów gospodarz piekł gęś. Po trzech godzinach, podczas których gospodarz chodził podlewać drób wodą, zapachniało w całym mieszkaniu. Gospodarz wyjął gęś z piecyka i niosąc ją do pokoju gościnnego, zahaczył nogą o próg. Gęś wyleciała z naczynia i rozpadła się na dywanie. Biesiadnicy zajadali się gęsią, leżąc plackiem na ziemi.

Gdy miał „nawał twórczy”, muza niekiedy przychodziła do niego w odmiennym stanie… Chciał być wówczas słuchanym. Nie lubił, gdy go ktoś z biesiadników opuszczał. Pewnego razu nie zgadzając się z takim postępowaniem, gonił przyjaciela i urwał mu rękaw płaszcza. Przyjaciel wyrywając się, machnął ręką i uszkodził mu staw ramienny. Janusz wszystkim w szpitalu opowiadał, że się pobił z kolegą…

 

Spotkania z pointą

 

Pisał i pisał, nawet na formularzach recept. Pisał setki fraszek, aforyzmów, opowiadań i humoresek. Pisał na wszystkie okazje. Dobierał humorystyczne i frywolne słowa do znanych melodii, aby wszyscy mogli śpiewać. Słuchał też z wielkim zrozumieniem okolicznościowe wiersze uczestników spotkań opiewających burzliwe życie gospodarza, gdyż bardzo lubił taką satyrę. Był ambitnym, szczerym człowiekiem i służył pomocą nie tylko ludziom ze swego otoczenia, ale wszystkim potrzebującym. Organizował spotkania literackie z… pointą, turnieje strzeleckie oraz piłkarskie. Drużynom nadawał nazwy Inteligentów,  Techników, Humanistów… Był duszą wszystkich „okazji”. Zapraszał do swojej posesji, którą z dumą nazywał Soplicowem. Tam częstował przybyszów specjałami swojej produkcji  jak np. „gangsterskim gulaszem”, którego składnikiem były wędliny, jarzyny, wiele rodzajów papryki, ocet itp. To wszystko podawał w normalnym wiadrze. Naturalnie gulasz zapijano kompotami o różnych smakach z owoców zaprawianych spirytusem.

 

Na grzbiecie Pegaza

 

Był jednocześnie bardzo zaangażowany w pracę w przychodni i pogotowiu ratunkowym w Czeskim Cieszynie i Trzyńcu. Chciał i musiał być wszędzie, i przy wszystkim. Wygłaszał prelekcje na tematy medyczne, organizował spotkania z prozą i poezją, udzielał się w życiu kulturalnym, sportowym i towarzyskim. Był współzałożycielem „Unii Polskich Pisarzy Medyków”, przewodniczącym „Grupy Literackiej 63” w Trzyńcu. Prowadził konferansjerkę w czasie różnych imprez, akcji kulturalnych i towarzyskich czy na balach. W 1968 r. ze swoim zaufanym przyjacielem redagował i rozwieszał antysowieckie plakaty. Dostało mu się. Otrzymał zakaz przekraczania granicy z Polską.

Był bardzo lubiany szczególnie przez pisarzy i poetów młodszego pokolenia. Trochę narażał się starszemu pokoleniu twórców z Sekcji Literacko-Artystycznej PZKO. Był bowiem współtwórcą nowej fali literatów – talentów przynajmniej na miarę ogólnopolską – odbiegających od stereotypów i zaolziańskiej zaściankowości. Mimo to był pełen podziwu wobec twórców starszego pokolenia, z którymi miał bardzo bliskie stosunki i których hołubił. Był na tyle światłym i znanym w życiu towarzyskim i politycznym człowiekiem, że niektórzy przypuszczają, iż gdyby dożył, zostałby pierwszym prezesem Kongresu Polaków w RC. Niestety skrzydlaty koń, który mu dawał tyle natchnienia, w 50 roku życia uniósł go na swym grzbiecie do Helikonu, siedziby Muz, które opisywał w swych lirycznych wierszach.

 

 

* * *

Niektórym kobietom
nie wystarcza bukiet róż.
Chcą, żeby mężczyźni tym różom
zmieniali jeszcze wodę.

                             
                              Janusz Gaudyn

 

 

* * *

 

Jedni kochają do utraty zmysłów,

inni dopiero po ich utracie.

 

                              Janusz Gaudyn

 

* * *

 

Niejedna maska tak się zużyła,

że widać przez nią twarz.

 

                             Janusz Gaudyn

 

* * *

 

Świat jest mały;

czy dlatego należy

uwolnić go

od wielkich ludzi?

 

                             Janusz Gaudyn