28 stycznia 2016 r. w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich przy ul. Foksal w Warszawie władze tej organizacji uhonorowały redakcję Kalendarza Beskidzkiego Nagrodą im. Aleksandra Milskiego. Nagrodę z rąk prezesa Zarządu SDP Krzysztofa Skowrońskiego i zastępcy prezesa Agnieszki Romaszewskiej-Guzy odebrali - wydawca czasopisma, prezes Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia Grażyna Staniszewska oraz redaktor naczelny Kalendarza Beskidzkiego Jan Picheta.

W uzasadnieniu prezes SDP Krzysztof Skowroński napisał, że redakcja bielskiego rocznika otrzymała laur ,,za odwagę robienia rzeczy solidnych w czasie pośpiesznej bylejakości i za kompetencję w podejściu do poruszanych tematów, wreszcie - last not least - chwalebną staroświeckość rozumianą jako dziennikarską służbę publiczną, która każe koncentrować się na temacie, bohaterze, formie, a nie na autorze tekstu".   

Laudację wygłosił jeden z jurorów konkursu SDP im. Aleksandra Milskiego - publicysta, krytyk literacki, prozaik, wiceprezes Klubu Publicystyki Kulturalnej SDP Wojciech Piotr Kwiatek, który powiedział: - Gdy bierze się do ręki Kalendarz Beskidzki, pierwszym wrażeniem jest zdziwienie, że może być aż tak dobrze w czasach, gdy powszechne jest obniżanie wszelkich standardów. Prasa lokalna - żeby się utrzymać i znaleźć pieniądze - obniża standardy dziennikarskie i poligraficzne albo, co jeszcze częstsze, w dramatycznym poszukiwaniu sponsorów i reklamodawców zamienia się w końcu w coś na kształt słupa ogłoszeniowego lub ulotki wydrukowanej przez hipermarket. O niczym takim w przypadku Kalendarza Beskidzkiego nie ma mowy. To pismo nie obniża standardów - ani zawodowych, ani poligraficznych. W gruncie rzeczy przestaje być typowym pismem lokalnym (oczywiście ,,lokalnym" nie znaczy ,,zaściankowym"), a staje się polityczno-społecznym almanachem intelektualnym. Za rekomendację to wystarczy, ponieważ mamy do czynienia z rocznikiem, który tak naprawdę broni się sam - powiedział podczas laudacji Wojciech Piotr Kwiatek.     

Odbierając nagrodę, jurorom podziękowała prezes Zarządu Towarzystwa Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia. Grażyna Staniszewska stwierdziła, że cieszy się, iż nasze przedsięwzięcie jest dostrzegane przez stolicę: - Kalendarz Beskidzki w tym roku został wydany po raz pięćdziesiąty. Kalendarz to mylące określenie, gdyż z terminarzem nie ma nic wspólnego. W nawiązaniu do dat są w nim zawarte historie z przeszłości ziemi od Zaolzia po Baranią i Babią Górę, czyli południowo-zachodniego zakątka Polski. Pierwszy rocznik został wydany w 1960 r. Później był wydawany co roku, ale w nowych czasach padł. Po siedmioletniej przerwie nasze towarzystwo "podniosło kalendarz z ruin". Wydawanie takich roczników to tradycja Śląska Cieszyńskiego, który w nawiązaniu do dat traktują o dziedzictwie, historii, kulturze - powiedziała Grażyna Staniszewska.

Redaktor naczelny Kalendarza Beskidzkiego Jan Picheta podziękował zarówno jurorom konkursu, jak i Grażynie Staniszewskiej. - Jestem wzruszony i zachwycony tak dobrym zdaniem o tym, co robimy. Dziękuję prezes Grażynie Staniszewskiej, że swoim autorytetem potrafi zdobyć pieniądze na nasze cenne wydawnictwo, a nie ingeruje w pracę redakcji. To dla dziennikarza wielkie szczęście. Działamy na terytorium, które rozciąga się od Soły po Ostrawicę, czyli także na Zaolziu, na którym żyje mnóstwo Polaków. Co prawda jest ich tam coraz mniej, gdyż gdy armia czechosłowacka w 1919 r. zagarniała ten zakątek rdzennie polskich ziem, żyło tam 170 tys. Polaków i bardzo niewielu Czechów; trochę Niemców, trochę Żydów. Teraz natomiast żyje tam tylko 30-40 tys. osób, które przyznają się do polskości. Bardzo się cieszę, że w tym miejscu mogę zaapelować do państwa, żebyście również wy tam przyjeżdżali, robili reportaże, pisali o Polakach, którzy tam żyją, bo oni czują się niedocenieni i zapomniani, a mieszka tam cudowne towarzystwo - wielu wspaniałych ludzi. Mój kolega, warszawiak zresztą, Jarosław jot-Drużycki napisał ostatnio książkę pt. ,,Hospicjum Zaolzie". Tam Polacy rzeczywiście wymierają, ,,dogorywają". Polski język literacki słyszy się już tylko na Scenie Polskiej Teatru Cieszyńskiego - jedynej polskiej zawodowej scenie poza granicami kraju i w nielicznych szkołach polskich. Proszę państwa, Polacy umierają, ale proszę tam pojechać i zobaczyć - jak pięknie! - powiedział po odebraniu nagrody Jan Picheta.

Od roku 1960 do 2004 KB wydawało Towarzystwo Miłośników Ziemi Bielsko-Bialskiej. Od 2011 r. wydawcą jest Towarzystwo Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia.

Zaletą Kalendarza Beskidzkiego są m.in. wiersze Juliusza Wątroby - pisane specjalnie do kolejnych numerów rocznika. Łamy Kalendarza Beskidzkiego wypełniają artykuły bardzo różnych osób - doświadczonych dziennikarzy, pisarzy, najzdolniejszych studentów i uczniów szkół średnich, a także naukowców - profesorów (Magdalena Dziadek, Mirosława Pindór, Marek Bernacki) i doktorów (Bożena i Bogusław Chorążowie, Ireneusz Jeziorski, Józef Szymeczek).

Znakomita jest szata graficzna każdego rocznika KB autorstwa Piotra Wisły oraz zdjęcia, głównie Stanisława Skwierawskiego. Nad doborem tekstów - obok redaktora naczelnego - czuwa sekretarz redakcji Dobrosław Barwicki-Picheta. Almanach jest także wybitnym dziełem drukarskim, o co stara się - jak zawsze niezawodny - Dimograf. Kalendarz Beskidzki do 2016 r. nie korzystał z żadnych dotacji, opierając się tylko na życzliwych sponsorach, bez których nie mógłby w ogóle egzystować!