Dorota Zuzanna Jaszcz

 

Ich mała ojczyzna – Bielsko-Biała

 

Te wspomnienia pragnę poświęcić

dziadkom Małgorzacie i Leopoldowi Deimlom,

ich synowi Witoldowi Deimlowi

i mojej mamie Barbarze Kamykowej.

 

Bielsko-Biała to moje rodzinne miasto, tu przyszłam na świat w 1954 r. Dzieciństwo do siódmego roku spędziłam w pięknym 160-metrowym mieszkaniu w budynku przy ulicy Piastowskiej wybudowanym w1938 r. Dom stał naprzeciw dworca. Słyszałam lokomotywy i widziałam ludzi spieszących do pociągów do Żywca czy Katowic. Jeździły wtedy tramwaje – „1” do Cygańskiego Lasku i „2”, koło naszego domu w górę ulicą Piastowską na Hulankę. Tu mieszkała moja trzypokoleniowa rodzina, dziadkowie, rodzice i my z siostrą Beatrice. Mieszkanie było tak duże, że jeździłyśmy z siostrą po nim rowerem. Przychodziła do nas gosposia, pani Judaszowa, z którą byłyśmy bardzo zżyte. Tu moja babcia prowadziła też do śmierci w 1965 r. prywatną praktykę lekarską. Nie zakłócało to naszego życia rodzinnego, ponieważ wejścia były dwa; pacjenci korzystali z jednego, my z drugiego. W 1957 r. umarł mój dziadek Leopold. Miałam wtedy trzy lata i praktycznie prawie go nie pamiętam. W Bielsku chodziłam jeszcze do pierwszej klasy do „Trójki”. W 1961 r. z mamą Barbarą, jej drugim mężem Henrykiem Kamykiem i moją siostrą przenieśliśmy się do Warszawy, gdzie mama dostała pracę w dziennikarstwie. Bielsko pozostało w mojej pamięci czymś bardzo drogim – oazą spokoju, kontynuacji dobrych tradycji rodzinnych.

 

Babcia Małgorzata

 

Zasypywałam mamę pytaniami o historię naszej rodziny. Dlaczego dziadek – z pochodzenia Austriak – i babcia Węgierka przybyli do Bielska i tak bardzo pokochali to miasto? Od dzieciństwa fascynowała mnie ich romantyczna historia, życie pełne żarliwej pasji. Niewątpliwie ich postawa miała wpływ na ukształtowanie mojej osobowości.

Dziadkowie doskonale się uzupełniali. Dziadek – przystojny, elegancki blondyn, spokojny, opanowany; babcia – świetnie wykształcona, pełna węgierskiego temperamentu i żywiołowości, racjonalnej miłości do ludzi, a przy tym kobieta wszechstronna, kultywująca w domu również tradycje węgierskie. Połączyło ich wielkie uczucie, podobna wrażliwość społeczna, a także miłość do Polski.

Dziadkowie poznali się w Portore, jeszcze w czasach Austro-Węgier. Babcia już po studiach, pracowała tam jako ordynator sanatorium. Dziadek przyjechał na wakacje i tu zrodziła się ich miłość. Pobrali się w Budapeszcie 13 listopada 1912 r.

Małgorzata Deimel z d. Gozony (1886-1965) była Węgierką, jedną z pierwszych kobiet lekarzy w tym kraju. Po ukończeniu w 1903 r. gimnazjum w Budapeszcie rozpoczęła studia na Wydziale Medycznym Uniwersytetu im. Pázmánya. Tam też w 1909 r. uzyskała dyplom doktora wszechnauk lekarskich w zakresie pediatrii. Jeszcze na studiach rozpoczęła pracę w Szpitalu Dziecięcym w Debreczynie. Od listopada 1909 do maja 1911 r. pracowała jako asystent na Oddziale Interny w Szpitalu Dziecięcym „Biały Krzyż” w Budapeszcie. W tym czasie założyła pierwszą przychodnię do walki z gruźlicą dla dzieci z rodzin robotniczych. Pełniła tam również funkcję społeczną, ucząc prawidłowego żywienia dzieci i dążąc do stworzenia im lepszych warunków życia.

Po ślubie wyjechała z kraju i osiadła w Polsce. Natychmiast przygotowała się do nostryfikacji dyplomu, ale przeszkodził jej w tym wybuch pierwszej wojny światowej, dlatego nostryfikowała dyplom na Uniwersytecie Jagiellońskim dopiero w 1915 r. W czasie I wojny światowej pracowała w szpitalach wojskowych, na oddziale zakaźnym. W 1915 r. musiała z pracy zrezygnować, ponieważ urodził się syn Witold. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wraz z mężem z wielką pasją włączyła się do pracy nad jej odbudową, zawsze mając na względzie interes państwowy. Jesienią 1918 r. założyła w Białej Instytut Opieki nad Matką i Dzieckiem, którym zajmowała się wiele lat. Od 1918 do 1925 r. w sezonie prowadziła jako ordynator przychodnię w Rabce. W tych latach była lekarzem szkolnym w Gimnazjum Kupieckim oraz w Żeńskim Seminarium Pedagogicznym w Białej. Prowadziła tam także wykłady z anatomii i higieny. W 1918 r. z ramienia Towarzystwa Przyjaciół Dzieci zorganizowała pierwsze wyjazdy letnie dla dzieci z rodzin robotniczych. Te bezpłatne kolonie kontynuowała przez wiele lat. W latach 1920-1927 w ramach pracy społecznej prowadziła regularne badania dzieci w szkołach podstawowych i wykładała tam higienę. W 1925 r. urodziła córkę Barbarę Zofię. W latach 1927-1939 dr Małgorzata Deimlowa pracowała jako pediatra w Ubezpieczalni j lekarz szkolny. Bardzo dużo czasu poświęcała wychowaniu fizycznemu młodzieży. Była słuchaczką i wykładowcą kursów dla lekarzy sportowych (m.in. w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie). Opracowała również podręcznik do gimnastyki dla pań. W 1931 r. za działalność na polu wychowania fizycznego otrzymała Złoty Krzyż Zasługi.

2 września 1939 r. musiała opuścić Bielsko, gdyż cała rodzina była na liście gestapo. Przez krótki czas przebywała z mężem Leopoldem i córką Barbarą w Kielcach, a resztę okupacji spędziła w Krakowie. W kwietniu 1945 r. wróciła do Bielska i natychmiast zgłosiła się do Ubezpieczalni. Z powodu braku lekarzy pracowała bardzo intensywnie. Łączyła wizyty domowe i pracę w terenie z działalnością pedagogiczną i organizacyjną. Prowadziła wykłady dla pielęgniarek i kierowniczek żłobków. W latach 1948-49 w wielu fabrykach zorganizowała Domy Opieki nad Matką i Dzieckiem. W kopalni Silesia organizowała dom socjalny ze żłobkiem, przedszkolem i przychodnią lekarską. Zakładała pierwsze przychodnie w Bystrej – Wilkowicach, Mazańcowicach, Rudzicy, Mikuszowicach. Był taki czas, że pracowała jednocześnie w trzech przychodniach po 12 godzin dziennie.

W latach 1954-55 organizowała letnie przedszkola (w Mikuszowicach i Czechowicach), które m.in. miały na celu popularyzację higieny oraz bezpłatne Szkoły dla Matek w zakładach pracy. Placówki te musiały działać bardzo dobrze, o czym świadczył jeden z najniższych wskaźników umieralności noworodków w Polsce. Opracowała i poprowadziła 25 wykładów z teorii i praktyki profilaktyki zdrowotnej dzieci, które raz w tygodniu wygłaszała w Polskim Radiu. Edukowała matki, prowadziła badania dzieci. Nigdy nie odmawiała pomocy. Była znanym i cenionym diagnostą. Do dziś – dorośli już – ludzie wspominają, że dr Małgorzacie Deimlowej zawdzięczają nie tylko zdrowie, ale często życie. Stale dokształcała się. Dużo czytała i uczestniczyła w wielu kursach. Znała sześć języków (węgierski, niemiecki, łacinę, polski, angielski, francuski) i mogła korzystać z wielojęzycznej literatury fachowej. Trudność miała jedynie ze spółgłoską „ł”, co zresztą dodawało uroku jej polszczyźnie. Odznaczono ją m.in. Orderem Polonia Restituta. Do końca swoich dni była czynnym lekarzem. Zmarła 23 października 1965 r. w Bielsku.

W sercu miała dwie ojczyzny – Polskę i Węgry. Była patriotką polską, ale zaszczepiła swoim dzieciom, wnukom i prawnukom miłość do Węgier. Dlatego jej dzieci (Barbara i Witold) biegle znały węgierski, podobnie jak wnuczki – Beatrice Sasinowski (mieszkająca przez wiele lat w Anglii, zm. w 2009 r.) i pisząca te słowa Dorota Jaszcz (absolwentka filologii węgierskiej na Uniwersytecie Warszawskim, tłumacz przysięgły języka węgierskiego). Prawnuk Dominik Brykalski także kocha Węgry i zna język. 6-letni praprawnuk Jaś też będzie zapewne kontynuował tę tradycję, bo był wiele razy na Węgrzech i bardzo je polubił.

 

Dziadek Leopold

 

Dziadek Leopold Deimel urodził się w 1882 r. w Stradczu k. Lwowa w Galicji. W 1902 r. ukończył Wyższą Szkołę Realną we Lwowie, otrzymując świadectwo dojrzałości z wyróżnieniem. – W latach 1903-1907 studiowałem przez 4 semestry na Wydziale Inżynierii na Politechnice Lwowskiej i przez 4 semestry na Wydziale Filozofii na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, jako kandydat na nauczyciela matematyki i geometrii wykreślnej w szkołach średnich. Mając jednak zamiłowanie do nauk ekonomiczno- handlowych i również odbytą praktykę handlową, ukończyłem w Wiedniu jednoroczne studia w Wiedeńskiej Akademii Handlowej, otrzymując w r. 1908 certyfikat z wynikiem bardzo dobrym. Nadmieniam, że wówczas na terenie byłej Galicji nie było wyższych szkół handlowych. W maju 1913 r. po praktyce nauczycielskiej i będąc już dyrektorem Krajowej Szkoły Kupieckiej w Brodach złożyłem przed Państwową Komisją Egzaminacyjną we Lwowie egzamin nauczycielski dla nauczycieli średnich szkół handlowych – pisał Leopold Deimel.

Warunki finansowe zmusiły dziadka do pracy zarobkowej od najmłodszych lat. Zarabiał już jako uczeń polecany przez swych wychowawców. Był zawsze wzorem pilności i skromności.

Już jako młody człowiek został krzewicielem polskości. Pracę nauczyciela rozpoczął we Lwowie w 1908 r. W 1911 r. Wydział Kultury dla Galicji mianował go dyrektorem Krajowej Szkoły Kupieckiej w Brodach i polecił zorganizowanie tego zakładu.

Po dwóch latach wyjechał do Białej, by związać się z tym miastem – z przerwą ciężkich lat okupacji – do końca swego życia. Po przyjeździe do Białej w 1913 r. natrafił na trudności. Problemem było już wynajęcie lokalu dla polskiej szkoły. Nie załamał się, nie zrezygnował z powierzonych mu obowiązków. Założył polską szkołę, która przez wiele lat wychowywała rzesze polskich handlowców i prawych ludzi. Większość młodzieży rekrutowała się ze środowisk chłopskich i robotniczych, a szkoła, którą kierował dyrektor Deimel, była dla nich drugim domem. W stwierdzeniu tym nie ma przesady, co mogą potwierdzić żyjący jeszcze wychowankowie.

Przez Białą w tym czasie przetaczała się fala germanizacji, toteż szkoła od pierwszych chwil była bastionem polskości. Mimo istniejącej w Bielsku niemieckiej szkoły handlowej frekwencja w polskiej szkole handlowej była wysoka, gdyż uświadomiona ludność polska tutaj właśnie kierowała swoje dzieci. Szkoła przechodziła różne przeobrażenia. Przed wojną było to Gimnazjum Kupieckie. Troska o polską młodzież była ogromna. W szkole istniała stołówka, w której pożywne zupy zastępowały cały obiad i kosztowały grosze, a biedniejsi uczniowie otrzymywali posiłek za darmo. Podczas przerw uczniowie mogli kupić kanapki i herbatę. Dyrektor L. Deimel kładł nacisk na wychowanie fizyczne i zdrowie. W okresie ferii zimowych młodzież wyjeżdżała na zimowiska i korzystała ze szkolnego sprzętu sportowego. W szkole był gabinet lekarski i dentystyczny, a dentysta i lekarz szkolny, którym przez lata była jego żona, dbali o zdrowie uczniów. Swoje pasje i zainteresowania młodzież mogła realizować w drużynie harcerskiej, jak również w kółku teatralnym, a sztuki wystawiane przez młodzież „Handlówki” można było oglądać na scenie Teatru w Bielsku. Przy szkole istniała założona przez Leopolda Deimla bursa dla młodzieży zamiejscowej, gdyż dojeżdżało do niej dużo młodzieży spoza miasta. Zasługą dyrektora był też dobór do grona nauczycielskiego doskonałych pedagogów. Leopold Deimel stworzył warunki do wszechstronnego rozwoju podopiecznych. Wychowywano ich nie tylko na świetnych, uczciwych fachowców, ale również na prawych Polaków.

Działalność dyrektora Leopolda Demla nie ograniczała się tylko do pracy na terenie szkoły. Był jednym z inicjatorów i pierwszym prezesem założonego w maju 1917 r. Towarzystwa Bursy Polskiej w Białej. Był też czynnym członkiem Czytelni Polskiej w Białej, placówki krzewiącej polskość na beskidzkiej ziemi. Dyrektor Deimel przyczynił się także w dużym stopniu do budowy obecnego szpitala w Białej. Żywo interesował się pracą Kółek Rolniczych i położył duże zasługi w ich zakładaniu. Stale się dokształcał. Uczestniczył w licznych kursach i konferencjach jako słuchacz lub wykładowca. Organizował roczne kursy dla pracujących, którzy pragnęli poszerzyć wiedzę fachową. W 1939 r. dyrektora Deimla odznaczono medalami za długoletnią służbę i Złotym Krzyżem Zasługi. Znienawidzony przez Niemców za działalność społeczną i szkolną musiał we wrześniu 1939 r. opuścić z rodziną Bielsko, pozostawiając całe mienie. Po dłuższej tułaczce zamieszkał w Krakowie, gdzie przebywał z żoną do 31 stycznia 1945 r. Pod Magurę powrócił zaraz po wyzwoleniu. W swoim życiorysie zawodowym pisał:

– Po uwolnieniu Białej od okupanta Kuratorium poleciło mi wrócić na dawne stanowisko i zorganizować szkołę. Uczyniłem to chętnie, gdyż tęskniłem za swoją placówką i za młodzieżą, którą przed sześciu laty opuściłem. Młodzież ta w przeważającej części zachowała polskość pomimo srogich prześladowań ze strony okupanta niemieckiego. Ziarno rzucone na tę glebę wydało dobry plon. W Białej nie zastałem ani sprzętu, ani pomocy naukowych, a budynek szkolny w stanie bardzo zniszczonym. Dzięki poparciu rodziców i miejscowego społeczeństwa po 10-miesięcznej mozolnej i ciężkiej pracy doprowadziłem budynek do stanu używalności, urządziłem sale i zaopatrzyłem szkołę w konieczne pomoce naukowe. Obecnie uczęszcza do Państwowego Koedukacyjnego Gimnazjum Kupieckiego i Liceum Administracyjnego oraz na kursy dla dorosłych 920 młodzieży w 21 oddziałach. Grono nauczycielskie, które z lekarzem i dentystą liczy obecnie 30 osób skompletowałem z wielkim trudem. Młodzież uczęszczająca do tutejszej placówki, przeważnie z rodzin robotniczych i chłopskich, ma wielką chęć i zamiłowanie do nauki, a przede wszystkim są to też ci, którzy powrócili z obozów i przymusowych robót w Niemczech.

Leopold Deimel zmarł nagle na kolejny atak serca 6 sierpnia 1957 r. w wieku 75 lat. Małgorzata i Leopold Deimlowie stanowili nie tylko świetnie rozumiejące się małżeństwo, ale byli parą społeczników, pasjonatów polskości. Łączyły ich marzenia o nowoczesnej Polsce ludzi wykształconych, silnych psychicznie i fizycznie. Dla nich zawsze najważniejszy był człowiek i wychodzili naprzeciw potrzebom swych podopiecznych. Byli ludźmi otwartymi na świat, o poglądach, którym nigdy się nie sprzeniewierzyli. W tym duchu wychowali swoje dzieci. Niewątpliwie lata międzywojenne były najwspanialszym okresem w życiu moich dziadków. Piękne Bielsko i Biała, cudownie położone, ze wspaniałą atmosferą mieszających się kultur, praca przynosząca satysfakcję, udane dzieci, mieszkanie w szkole przy ul. Św. Jana w Białej – oaza ciepła i bezpieczeństwa. Wojna wszystko przerwała. Szczęśliwie ocalała rodzina wróciła do ukochanego miasta, ale nigdy już tak nie było, jak w okresie szczęśliwości przypadającym na lata przedwojenne.

 

Wuj Witold

 

Syn Małgorzaty i Leopolda rotmistrz Witold Aleksander Deimel urodził się 15 listopada 1915 r., Uczęszczał do gimnazjum w Krakowie i w Bielsku. Maturę zdał w 1933 r. w Państwowym Gimnazjum Polskim w Bielsku. Przed wyjazdem na studia do Warszawy założył i przez kilka lat prowadził w Bielsku drużynę harcerską, z którą wyjeżdżał na obozy. W r. 1938 ukończył Wydział Dyplomatyczny w Szkole Nauk Politycznych w Warszawie. Pod koniec sierpnia 1939 r. w czasie kolejnych odwiedzin rodziny w Bielsku powiedział do swojej siostry: – Baśka, wyjeżdżam, niedługo się zobaczymy. To „niedługo” trwało prawie 20 lat. Po wojnie obronnej we wrześniu 1939 r. przedostał się przez Węgry do Francji, gdzie skończył Szkołę Podoficerską w Centrum Wyszkolenia Piechoty w Coetquidan. Po klęsce Francji dotarł do Wielkiej Brytanii, gdzie przez siedem lat pełnił służbę w 10 Pułku Dragonów. Z nim brał udział w całej kampanii 1944/45 oraz okupacji Niemiec. W r. 1942 ukończył Szkołę Podchorążych Kawalerii Motorowej w Dundee w Szkocji z pierwszą lokatą. W r. 1944 otrzymał nominację na stopień podporucznika. Po demobilizacji został w Anglii.

W Oxfordzie na Wydziale Prawa kontynuował studia rozpoczęte przed wojną na Uniwersytecie Warszawskim. W roku 1946 został magistrem prawa i rozpoczął pracę jako dziennikarz radiowy w BBC. W latach 1968-1987 był sekretarzem generalnym Związku Kół 1-szej Dywizji Pancernej, a następnie prezesem aż do śmierci w styczniu 2009 r. Brał udział we wszystkich uroczystościach 1-szej Dywizji Pancernej, także w krajach oswobodzonych przez Dywizję. Jednym z hobby wuja Witolda był brydż, w którym też odnosił sukcesy, zdobywając nawet kilkakrotnie mistrzostwo Walii.

Wojna rozdzieliła go z ukochaną i piękną węgierską narzeczoną Verą Zsolnay. Ożenił się z Angielką i miał troje dzieci – Richarda, Lizę i Gabrielę. Dzieci i wnuki Witolda Deimla mieszkają w Anglii. Syn Richard zmienił wyznanie i jest pastorem anglikańskim. Wuj Witold  zmarł w Anglii w 2009 r., a prochy zgodnie z jego życzeniem uroczyście zostały złożone w Bielsku-Białej w 2011 r. Ma tu przepiękny grób z symboliką Dywizji Generała Maczka. Komunizm z jego szykanami spowodowały, że ojciec wuja Witolda, a mój dziadek Leopold Deimel nie zdążył zobaczyć się z synem. Moja babcia, matka Witolda Deimla po wojnie z synem i jego rodziną widziała się tylko raz, odwiedziwszy Anglię w 1957 r. Niemożność obserwowania, jak dorastają wnuki, jak żyje syn i jego rodzina, napawały babcię wielkim smutkiem.

 

Mama Barbara

 

Moja mama Barbara Zofia Kamykowa (z d. Deimel) urodziła się 15 maja 1925 r. w Bielsku-Białej. Wzrastała w atmosferze patriotycznej, przywiązania do tradycji i poszanowania wartości. Uczyła się w szkole Zgromadzenia Córek Miłości Bożej w Białej. W czasie wojny uczęszczała na tajne komplety i przez pewien czas przebywała na Węgrzech. Maturę zdała po wojnie w Liceum Humanistycznym w Bielsku-Białej, a następnie studiowała w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Krakowie i Wrocławiu. Zawsze jej pasją były ludzkie losy, literatura i dziennikarstwo. Pracę dziennikarską rozpoczęła w r. 1955 na Śląsku. Do 1960 r. była stałym współpracownikiem Kroniki Beskidzkiej oraz Panoramy, Wieczoru, i Sportu Śląskiego w Katowicach. Pisała również artykuły do prasy węgierskiej i była autorką audycji dla Radia Węgierskiego.

W 1961 r. przeniosła się do Warszawy i rozpoczęła pracę w Programie III Polskiego Radia. W latach 1962-67 specjalizowała się w nagrywaniu wywiadów, montaży poetycko-muzycznych, reportaży, dyskusji i gawęd. Jako jedyna przygotowywała audycje poświęcone muzyce rozrywkowej krajów Europy środkowo-wschodniej. Szczególnie dużo uwagi poświęcała popularyzacji węgierskiej muzyki rozrywkowej. Sama zdobywała materiały. Śmiało można powiedzieć, że to właśnie Barbara Kamykowa wylansowała i spopularyzowała węgierską muzykę na antenie Polskiego Radia. W r. 1966 rozpoczęła stałą współpracę z redakcją Studia Rytm, a później redakcją Muzyki i Aktualności, dla której tworzyła bardzo ciekawe trzy-, pięciominutowe formy. W latach 1967-1972 była stałym współpracownikiem Redakcji Programów dla Dzieci i Młodzieży (Popołudnie z Młodością), przygotowywała audycje informacyjne i publicystyczno-kulturalne. Przeprowadziła mnóstwo wywiadów z wybitnymi ludźmi ze świata kultury, m.in. z Mieczysławą Ćwiklińską, Kazimierzem Rudzkim, Melchiorem Wańkowiczem, Wandą Wiłkomirską. W latach 80. pracowała w Redakcji Archiwalnej Polskiego Radia. Barbara Kamykowa obok pracy dziennikarskiej była również tłumaczem przysięgłym języka węgierskiego, członkiem Stowarzyszenia Tłumaczy Polskich (znała też niemiecki i angielski). Propagowała kulturę węgierską, prowadząc wieczory muzyki w Instytucie Kultury Węgierskiej. Zmarła w 1990 roku.

Była człowiekiem o silnym charakterze, przekonanym o słuszności swoich poglądów i ideałów. Nigdy nie zapisała się do partii komunistycznej, a to naprawdę często utrudniało pracę zawodową i powodowało trudności materialne. Przekazała dzieciom Beatrice i Dorocie zasady, które są niezmienne, niezależnie od sytuacji politycznej kraju.