Juliusz Wątroba                                       

Wiekopomna Hila!

?Nadejszła wiekopomna chwila?,
bo dziś świętuje nasza Hila,
bowiem ? jak głoszą szpalty gazet ?
ponoć zadaje się z Pegazem?
I choć to w głowie się nie mieści,
to już podobno lat trzydzieści!

Nie wiem.
nic mnie to nie obchodzi.
Nie wpadam w zachwyt ani w podziw,
mogę najwyżej współczuć Hili,
że się wierszami chce przymilić,
choć ? jak wiadomo, moi drodzy ?
nie da się wierszy w garnek włożyć
ani zamienić na mamonę
uczucia tak rozanielone,
choć same pchają się na papier,
kiedy w drzwi piesek z biedą drapie?

Cóż Hila?
Chwila to dla Ciebie.
Już Pegaz nóżką w niebie grzebie,
już roje słów nad Tobą brzęczą,
byś rwała włosy i się męcząc,
płodziła wiersze myślą  l e t k ą,
no boś podobno jest poetką!

A mogłaś być normalną, jak ja
zjadaczką chleba, spijać nabiał,
bo proza życia po to prozą,
byś żyła zgodnie z Wolą Bożą,
miast galopować z weną dziką,
aż słychać Cię gdzieś, het, w Lipniku!

Nie wiem, co życzyć mogę Ci ja?
Że dalej słowa masz nawijać
? na szpulkę wiersza nitki złote ?
aż zafurkocze kołowrotek
i taki cudny wiersz uprzędziesz,
że zauważą go w Urzędzie,
a choć wraz z nami czas przemija,
powiedzą: Hila się rozwija!

Czegóż Ci mogę życzyć, kiedy
nawet życzenia są na kredyt,
i nie wiem, czy pozwoli Unia,
bym przy życzeniach do cna zdurniał,
bo chcę, byś była uśmiechniętą
i zachwyconą ? swoją rentą!

Byś wydoiła bożą krówkę
i po tym mleczku była zdrowa,
i przez 100 lat składała słowa
na chwałę swoją i bez liku
rozanielonych czytelników,
życzę, bo chcę Ci czas umilać:
?Nadejszła wiekopomna Hila!!!?

                                         Bielsko-Biała 20 lutego 2003 r.

Po raz pierwszy spotkałem się z Hildegardą Filas-Gutkowską w pociągu. Do poezji? Przedstawił mi ją Mieczysław Stanclik. W łoskocie kół banalna rozmowa, lecz ją zapamiętałem (rozmowę i Hilę), bo narzekała na swoją? wątrobę, która jej dokuczała, więc skoro świt wstała, aby rozgrzewać żelazkiem (z duszą?) nieposłuszny organ.

Hila była jak gitara basowa w rockowym zespole. Kiedy była, to nie zawsze zauważało się jej obecność, a kiedy jej nie było, wyraźnie odczuwało się jej brak. Tego uśmiechu pomimo słońca, ciepła mimo upałów? Sam już nie wiem czego, bo miała Hila w sobie jakiś termostat, aby utrzymywać korzystną temperaturę swojego otoczenia. Dlatego teraz ? chociaż wieje chłodem ? będę pisał o niej pogodnie i ciepło.

                                                                 *

Wydała siedem tomików wierszy i, co nieprawdopodobne, publikowała swoje utwory aż w 160. czasopismach! Sam tego nie sprawdzałem, lecz wierzę jej na słowo. Taką miała ideę, którą wcielała w papier ? niegroźną pasję godną samej ?Księgi Guinnessa?! Nie mnie oceniać dokonania Hili, wielkość talentu, wartość każdej strofy, ale wiem jedno: chciała jak najlepiej i jak najpiękniej zaistnieć w poezji i w życiu. Ale pisania było jej za mało, stąd ta obecność wszędzie, gdzie tylko być można. Zapisywała się nie tylko wierszami, lecz także do niezliczonych instytucji, że wymienię niektóre (po to, aby podziwiać, że nie myliła siedzib, miejsc i godzin zebrań): Klub Literacki ZNP ?Apostrofa? w Bielsku-Białej, Grupa Literacka im. E. Zegadłowicza ?Gronie? w Żywcu, Klub Literacki ?Effata? w Żorach, Klub Literacki ZNP ?Kaganek? w Katowicach, Beskidzkie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, Górnośląskie Towarzystwo Literackie?

                                                                *

Hila lgnęła do ludzi. Aby zapełnić pustkę? Chciała tak być wszędzie, że nie mogłem zrozumieć poetki z Lipnika, iż tak lubi być w słońcu (gdy ja wolę w cieniu), że chce grać pierwsze skrzypce, że czuje się w żywiole, kiedy jest na scenie, w objęciach reflektorów i latarek spojrzeń ? raz w kształcie kaczeńców, raz dziurek od klucza. Piszę świetlistą prawdę, tym razem nie ściemniam ? sama mi się zwierzała w przypływie szczerości. I wiem jeszcze, że Hila umiała wybaczać: tym co dali jej zbyt małą rentę, tym co ją pomijali, chociaż nie powinni, a nawet temu złośliwemu poecie, który jej tomik ?Rozmodlone słowa?

zrecenzował od ręki wielce nietaktownie tylko dwoma słowami ?r o z m y d l o n e  słowa??

                                                                 *

Hila kochała życie, piękno, młodość. Pewnie dlatego tak altruistycznie organizowała młodym poetom (?) ?Spotkania o zmierzchu?, choć właściwiej byłoby nazwać je ?o świcie?, bo te pierwsze spotkania dla młodych wrażliwców były jak pierwsze zorze zwiastujące dzień: może ciekawych wierszy, pierwszych kroków w chmurach, które sypną raz gradem, a czasem talentem. Te spotkania przy świecach rozpalała Hila i nawet ?Bazyliszek? wzrokiem nie zabijał, lecz zmieniał się w baranka o wzroku pegazim?

                                                                 *

Hila lubiła też malować. Jej specjalnością były zazwyczaj jednobarwne miniaturki, a to Matka Boska z Dzieciątkiem na rękach, a to kurczaczek lub zajączek prawie wielkanocny, a to widoczek słodki, beskidzki pejzażyk? Ktoś powie: nieporadne i niewiele warte, a ja wiem ? wyjątkowe, bo prosto spod serca, z autentycznej potrzeby ? dla potrzebujących ? własnoręcznie zrobione, same oryginały ? darowane znajomym ? też oryginałom. Cóż ? może zbyt naiwne i niewiele warte, lecz dzisiaj już (naprawdę) bezcennie bezcenne?

                                                                 *

Ta ostatnia rozmowa, ten ostatni wieczór? Byliśmy 29 marca 2012 r. w Książnicy Beskidzkiej na imprezie ?Spotkajmy się raz jeszcze? (ten tytuł nabiera dzisiaj symbolicznego znaczenia), aby oddać hołd zmarłej noblistce Wisławie Szymborskiej, czytając jej wiersze. Hila się wyróżniła ? znów była w żywiole ? przeczytała swoje wiersze, które dedykowała Poetce. Później wracaliśmy ul. Słowackiego; gdy niebo płakało, wyciągnęliśmy przeciwpłaczowe parasole? Jak ta pierwsza rozmowa, tak i ta ostatnia, też była o chorobach, które ją nękały, chociaż się zastrzegała, choć ma skierowanie, do szpitala nie pójdzie, bo szkoda zachodu? Doszliśmy do Piastowskiej, Hila w lewo, w górę, a ja z żoną w dół ? w prawo, bo autobus czekał? A na Hilę już niebo, na nas ? jeszcze życie? ? Dzień dobry, baranico ? witałem ją z rana./ Ona: ? Witaj, baranku! (by nie być mi dłużną),/ Bo oboje jesteśmy spod znaku Barana./ Lecz nie będzie powitań. Teraz już za późno? Więc ja liczę barany przed bezsennym snem, a Hila już baranki na niebieskiej hali?