Agata Smalcerz

 

Wolność wiodąca lud na barykady

(25 lat „wolnej” sztuki w Bielsku-Białej)

 

Obraz Eugène'a Delacroix, czołowego francuskiego romantyka, nie jest tylko muzealnym klasykiem, ale wciąż aktualnym przesłaniem. Dla artystów nie ma nic ważniejszego niż wolność wypowiedzi. A jednocześnie wiemy, że ta wolność była, jest i – niestety – pewnie będzie w różny sposób ograniczana.

Cenzura, ten okropny proceder, który kojarzy nam się głównie z okresem socjalizmu, miała swój największy rozkwit w czasie stanu wojennego. Wówczas to przyjęła tak drastyczne formy, jak oficjalne podsłuchiwanie rozmów telefonicznych (niechlubne „rozmowy kontrolowane”) czy otwieranie prywatnych listów – czytanych, czasem zamazywanych, stemplowanych pieczątką „ocenzurowano”. Obecnie w naszym kraju – jak w każdym państwie demokratycznym – jakikolwiek jej przejaw jest niezgodny z konstytucją, która zapewnia wszystkim obywatelom wolność słowa.

W praktyce jednak – wiemy to doskonale – tak nie jest. Różne osoby, zwykle uzurpujące sobie prawo do reprezentowania ogółu społeczeństwa – próbują decydować, co publicznie można powiedzieć, napisać, pokazać, a czego nie. Chcą tzw. prawdy selektywnej. Istnieją kontrowersyjne tematy, sposoby prezentacji, słowa, obrazy, które nie mogą ujrzeć światła dziennego. Tabu obejmuje wiele fundamentalnych spraw dotyczących człowieka: miłość fizyczną, śmierć, narodziny, religię. A więc to co w życiu najważniejsze, o czym artyści chcą mówić.

W pewnym okresie nastąpiła eskalacja obrażonych posłów, radnych czy różnych decydentów, zwłaszcza na przełomie wieków XX i XXI (o ironio! – biorąc pod uwagę, że wolność słowa w Polsce wprowadzona została w średniowieczu: w tzw. statutach wiślickich, w 1347 r. przez Kazimierza Wielkiego). Dwoje posłów próbowało ochronić wyrzeźbioną postać papieża przed ciężarem meteorytu na jego barkach; sławny aktor pociął szablą fotografie na wystawie; radni czy decydenci w różnych miastach – czując ciężar odpowiedzialności za to, że ludzie mogą zobaczyć nagie ciało w galerii sztuki czy usłyszeć brzydkie słowo na scenie – usiłowali zamykać wystawy lub kastrować scenariusze teatralne.

Bielsko-Biała nie jest w tym odosobnione. W obrębie sztuk wizualnych było kilka głośnych akcji, przodowali w tym radni prawicowi, którzy zwykle nie widzieli wystawy, ale na sesji rady miasta żądali usunięcia prac lub zamknięcia ekspozycji. W 1996 r. radna zażądała zamknięcia wystawy „Kobieta o kobiecie” ze względu na rzekomą profanację krzyża w pracy Katarzyny Kozyry (w jej pracy „Więzy krwi” pojawił się równoramienny Czerwony Krzyż); nie podobało jej się także rozpatrywane na wystawie poszukiwanie tożsamości kobiety, która w jej mniemaniu ma ustaloną tożsamość „tożsamość matki, córki, uczennicy, nauczycielki, posłannictwo narodowe i społeczne, tożsamość narodową i religijną (…)”[1] W 2002 roku jeden z radnych zażądał usunięcia ze ściany Galerii Bielskiej BWA muralu  Wilhelma Sasnala, który nawiązywał do głośnego komiksu Arta Spiegelmana pt. „Maus”, odnoszącego się do tematyki Holokaustu (galeria wybudowana została w 1960 r. na miejscu spalonej w 1939 r. przez Niemców żydowskiej synagogi). Co ciekawe mural ten przetrwał prawie rok, a radny zainteresował się nim po tym, jak nieznany sprawca umieścił na nim nocą neofaszystowski znak krzyża w kole. Postulat radnego został przyjęty przez radę miasta i mural jednego z najważniejszych polskich artystów, który mógł być atrakcją na skalę międzynarodową (biorąc pod uwagę popularność Sasnala na świecie), został bezpowrotnie zniszczony. Praca Sasnala powstała w ramach wystawy „Zawody malarskie”, której kuratorem był Adam Szymczyk: po przedstawieniu dokumentacji tej wystawy Adam Szymczyk wygrał konkurs na stanowisko dyrektora Kunsthalle w Bazylei w Szwajcarii, jako pierwszy Polak na tak ważnym stanowisku w galerii sztuki współczesnej na świecie. Następna wystawa kuratorska „Bielskiej Jesieni” pt. „Piękno czyli efekty malarskie” w 2004 r. także wywołała poruszenie wśród radnych: nie spodobała się praca Anny Baumgart pt. „Bombowniczka”, jednak pisemne wyjaśnienie dyrektora galerii dotyczące przesłania pracy uspokoiło nastroje, a wręcz wzbudziło podziw do podjęcia tak trudnego problemu jak ciąże nieletnich. Wyjaśnienia nie pomogły w 2006 r. podczas wystawy sztuki czeskiej „Shadows of Humor. Przykra sprawa czeska wystawa”, której kuratorem był mieszkający w Pradze Anglik William Hollister: praca Davida Černego, jednego z najgłośniejszych artystów światowych pr. „Shark”, przedstawiająca zanurzoną w ogromnym akwarium postać dyktatora Saddama Husajana, została skutecznie usunięta z wystawy następnego dnia po wernisażu. Także wystawa Natalii LL, jednej z najważniejszych polskich artystek, oparła się o sesję Rady Miasta: zgorszenie wywołał plakat do wystawy przedstawiający artystkę w roli Brunhildy, z symbolami wanitatywnymi: czaszką w rękach i wieńcem z kalii na głowie. Jednak komisja kultury, która zebrała się w celu ocenienia wystawy pod kątem zagrożenia dla moralności bielszczan, nie doszukała się w niej niczego gorszącego.       

 

Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem…

 

Wolność po roku 1989 oznacza także likwidację państwowego nadzoru nad rynkiem komercyjnym. W PRL wszystkie zlecenia związane z projektowaniem graficznym czy innymi usługami plastycznymi można było przeprowadzać jedynie poprzez Pracownie Sztuk Plastycznych (przedsiębiorstwo usługowo-produkcyjne ART, w stanie wojennym zastąpione przez Przedsiębiorstwo Państwowe „Sztuka Polska”). To monopolistyczne przedsiębiorstwo, odpowiadające za propagandę wizualną i kulturę plastyczną było producentem większości reklam. Prawdą jest, że monopol PSP pociągał za sobą monopol ZPAP. Bez członkostwa w związku artysta nie istniał. Nie tylko nie mógł kupić sobie farb, blejtramów, dłutek czy czegokolwiek innego w sklepie z artykułami plastycznymi, ale tym bardziej nie mógł otrzymać zlecenia. Zapisanie się do ZPAP,  nawet po uzyskaniu dyplomu Akademii Sztuki Pięknych, nie było też automatyczne. Podobnie jak przy wstępowaniu do PZPR trzeba było mieć rekomendację, przejść wstępne etapy członkowskie i dopiero po spełnieniu określonych wymagań można było stać się pełnoprawnym artystą. Ale i to nie dawało gwarancji, że będzie się otrzymywało zlecenia, z których dałoby się żyć: jak wszędzie w PRL-u tak i tu panowała korupcja i nepotyzm. Członkostwo w Związku Polskich Artystów Plastyków dawało jednak poczucie, że nie jest się zostawionym samemu sobie; związek organizował wystawy i plenery, zabiegał o uzyskanie pracowni wynajmowanych po niskich cenach, pomagał w sprawach socjalnych. Przede wszystkim jednak siedziba związku była miejscem, gdzie koncentrowało się życie towarzyskie, następowała wymiana cennych informacji, istniało poczucie wspólnoty. Brak było alternatywy, więc dla wszystkich artystów było oczywiste, że właśnie tu jest ich miejsce.

Związek Polskich Artystów Plastyków, choć w żaden sposób nie był organizacja wywrotową, został w stanie wojennym zdelegalizowany – jak większość stowarzyszeń twórczych. W wyniku postanowień Okrągłego Stołu ZPAP uzyskał możliwość legalizacji przez ponowną rejestrację, co nastąpiło w czerwcu 1989 r. Odbudowano dawną organizację, odzyskano majątek, ale po wprowadzeniu gospodarki rynkowej funkcja związku zatraciła się.

Obecnie wszyscy obywatele, także artyści, mają możliwość powoływania dowolnych stowarzyszeń. I takie powstają, ale ich członkowie nie ograniczają się do jednego zawodu: aby dobrze funkcjonować i zdobywać granty, potrzebna jest współpraca osób o różnych umiejętnościach. Artyści zaś bardziej niż kiedykolwiek zdani są na siebie, muszą sami zadbać o własną promocję, szukać klientów, próbować wyżyć z własnej twórczości. W praktyce jest to właściwie niemożliwe, jeśli nie pracuje się w szkole lub na uczelni albo w agencji reklamowej. Wolność sztuki stała się faktem: zarówno co artysta stworzy, jak i co potem z tym zrobi.

 

W związku czy poza związkiem?

 

W Bielsku-Białej artyści zawsze tworzyli silne środowisko. Tuż po II wojnie światowej, wspierani przez niezwykłą postać Stanisława Oczki, historyka sztuki i malarza, dyrektora Muzeum i założyciela Liceum Plastycznego, powołali własny związek, organizowali wystawy, doprowadzili do zbudowania galerii – tzw. Pawilonu Plastyków, w którym kwitło życie artystyczne, dyskutowano o sztuce, spotykano się z muzykami, literatami, aktorami. Kiedy czasy wymagały, aby prowadzona przez nich galeria w pawilonie została oddana w ręce profesjonalnej instytucji – postarano się aby były to siły z najbliższego katowickiego BWA, a wkrótce powołano samodzielne Biuro Wystaw Artystycznych w Bielsku-Białej. Dopóki związek nie otrzymał kolejnej siedziby (w 1979 r. – nadal należącej do ZPAP kamienicy przy Rynku 27) – jego zarząd spotykał się w małym pokoiku wydzielonym na parterze Biura Wystaw Artystycznych.

Związek był także inicjatorem w 1962 r. i wieloletnim współorganizatorem ogólnopolskiego przeglądu malarstwa (a początkowo także rzeźby i grafiki), znanego dziś pod nazwą Biennale Malarstwa „Bielska Jesień”. Także lokalne przeglądy, wystawy i konfrontacje były tu częstą praktyką. Jak wspominają ich uczestnicy – artyści nie tylko wystawiali swoje prace (na różnorodnych wystawach związkowych, salonach wiosennych lub jesiennych, konkursach na prace roku, wystawach indywidualnych), ale także gorąco dyskutowali, spierali się, krytykowali. Starsi koledzy, np. członkowie Grupy Beskid, nie wahali się udzielać rad młodszym, wskazywali na uniwersalne wartości w sztuce, także na edukacyjną rolę sztuki. Sami przecież jeździli z wystawami i prelekcjami w tzw. teren: do szkół, świetlic, zakładów pracy. Taki wówczas był etos artysty.

Zagubienie i marazm, jaki ogarnął to środowisko w stanie wojennym były nie do odrobienia. Artyści tacy jak Kazimierz Kopczyński, który przeżył obóz jeniecki w Murnau, nie mogli pogodzić się z tym, że jego kraj, o który walczył na wojnie, tak szafuje energią ludzi, którzy chcą robić coś pożytecznego. Po uzyskaniu niepodległości w 1989 r. sytuacja pozornie stała się lepsza. Odbudowany związek odzyskał przynajmniej część majątku. Wybrane nowe władze okręgu zainicjowały pierwszą wystawę – uzyskując patronat Ministerstwa Kultury i Sztuki – nazwaną po prostu „Wystawą środowiskową Bielsko-Biała ’91”. Wzięło w niej udział 50 artystów żyjących i zmarłych, wyeksponowano ponad 200 prac w dziedzinie malarstwa, grafiki i rzeźby. Wystawa, prezentowana w grudniu 1991 r., zajęła oba pietra świeżo rozbudowanej galerii BWA. Najciekawsze było jednak to, że aby wziąć w niej udział, nie było konieczne posiadanie legitymacji ZPAP. Jak pisała w katalogu Elżbieta Bińczak-Hańderek, komisarz wystawy: „Okręgowa wystawa plastyki jest pierwszą, po okresie stanu wojennego, tego typu ekspozycją środowiska plastycznego województwa bielskiego (zarówno członków ZPAP, jak też i plastyków nie zrzeszonych, którzy chcieli wziąć w niej udział, i do których dotarliśmy z zaproszeniami). (…) Jej głównym celem jest w pierwszym rzędzie skonsolidowanie środowiska plastycznego województwa.”[2]

Takie otwarcie na udział niezrzeszonych w związku artystów stało się odtąd obowiązujące. Trudno było wrócić do dawnego ujednolicenia: nie wszyscy mieli ochotę zapisywać się ponownie do ZPAP, istniały też struktury tzw. nowych związków powstałych w latach 80. Brutalna rzeczywistość gospodarki kapitałowej spowodowała, że związek nie ruszył po odrodzeniu z taką siłą, aby nadal zapewniać swoim członkom udział w plenerach, organizować regularnie wystawy, pomagać w uzyskiwaniu zleceń czy sprzedaży obrazów. Pozostała idea organizowania co kilka lat zbiorowych wystaw przeglądowych środowiska, urządzanych teraz w dużo większej przestrzeni Galerii Bielskiej BWA (którą to nazwę w 1994 r. przyjęło bielskie Biuro Wystaw Artystycznych) i wspomaganych instytucjonalnie przez tę galerię, która z centralnie finansowanej (poprzez Urząd Wojewódzki) zmieniła się w instytucję kultury miasta.

Od pamiętnej „Wystawy środowiskowej” w 1991 r. odbyło się sześć wystaw zbiorowych prezentujących prace artystów z Bielska-Białej i regionu: Letni Salon Sztuki (19 VII – 31 VIII 1995), Zimowy Salon Sztuki (13 II – 8 III 1998), Wystawa Sztuki (21 VII – 3 IX 2000), Wystawa Sztuki (4 VI – 20 VI 2004), Bielski Festiwal Sztuk Wizualnych (31 V – 15 VII 2007), Bielski Festiwal Sztuk Wizualnych (13 V – 28 VIII 2011). Formuła tych prezentacji jest zmienna, w zależności od koncepcji kuratorów i organizatorów, którymi początkowo były tylko Galeria Bielska BWA i ZPAP, a od 2007 r. także Muzeum w Bielsku i Galeria B&B (w 2011 także Galeria de facto i Expe – Galeria Eksperymentalna ZPAP). Początkowo przeglądy te bliższe były formule pracy roku, z jury i nagrodami finansowymi dla autorów najlepszych prac. Formuła Festiwalu Sztuk Wizualnych poszerza miejsca prezentacji już nie tylko o galerie, ale także o przestrzeń miasta, nagrody zaś są nie tyle finansowe, ile bardziej prestiżowe: propozycja wystawy indywidualnej w galerii lub zakup do zbiorów muzeum. Ciekawostką jest, że w tych prezentacjach chętnie bierze udział artystyczna młodzież: świeży absolwenci uczelni plastycznych, fotograficy, twórcy graffiti. I z roku na rok wzrasta liczba artystów: w 1991 r. było to 50 osób, w 1995: 91 osób, w 1998: 93 osoby, w 2000: 121 osób, w 2004: 106 osób, w 2007: 140 osób, a w 2011: 146 osób. Możemy więc cieszyć się, że plastycy w Bielsku-Białej nadal są siłą, że mają co pokazać, że zawód ten nie wymiera, ale wciąż się rozwija i poszerza o nowe formy wyrazu.



[1] Z tekstu interpelacji Anny Musialskiej na sesji Rady Miasta Bielska-Białej, 22.10.1996

[2] katalog: Wystawa środowiskowa Bielsko-Biała ’91, wstęp [Elżbieta Bińczak-Hańderek], Bielsko-Biała 1991