Artur Kasprzykowski

 

Marcowe gruchotanie kości

 

Studenckie niepokoje – zapoczątkowane zdjęciem z desek Teatru Narodowego w Warszawie mickiewiczowskich Dziadów w reżyserii Kazimierza Dejmka i rozpędzeniem 8 marca 1968 r. przez tzw. aktyw robotniczy studenckiego wiecu na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego – szybko rozlały się na całą Polskę. Wieści o biciu studentów w Warszawie, a zaraz potem także Krakowie, szybko dotarły do województwa katowickiego, w granicach którego znajdowało się Bielsko-Biała. Podstawowym źródłem informacji były zachodnie, polskojęzyczne stacje radiowe z Wolną Europą na czele, a także relacje naocznych świadków – studentów z tego terenu, studiujących na uczelniach Warszawy i Krakowa. Przyjeżdżając na niedzielę do rodzinnych domów, przywozili ulotki i starali się rozprzestrzeniać rewolucyjne nastroje. Z powodzeniem!

 

Mąciciele śląskiej wody

 

– Dzisiaj MO naszego województwa zatrzymała samochód wiozący na Śląsk grupę warszawskich studentów, którzy jechali zamącić spokojną śląską wodę. Nietrudno domyślić się, kto łoży na organizowanie awantur w Warszawie i kraju. Są to ci sami zawiedzeni wrogowie Polski Ludowej, których życie nie nauczyło rozumu, którzy przy okazji dają o sobie znać; różni pogrobowcy starego ustroju, rewizjoniści, syjoniści, sługusi imperializmu. Chcę z tego miejsca stwierdzić, że śląska woda nie była i nigdy nie będzie wodą na ich młyn. I jeśli poniektórzy będą nadal próbowali zawracać nurt naszego życia z obranej przez naród drogi, to śląska woda pogruchocze im kości – grzmiał 14 marca na wiecu w Katowicach ówczesny pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edward Gierek. Nie rzucał słów na wiatr: dokładnie w trakcie jego przemówienia milicja na niedalekim pl. Wolności brutalnie rozpędzała studencką demonstrację. Bito na oślep wszystkich, którzy mieli pecha i choćby nawet przypadkowo znaleźli się w tym miejscu. Sytuacja powtórzyła się następnego dnia na katowickim Rynku. Wcześniej do podobnie brutalnego rozpędzenia studenckich protestów doszło w Gliwicach.

Wkrótce także w Bielsku-Białej doszło do gruchotania kości. Trzeba przypomnieć, że w 1968 r. nie było tu żadnej wyższej uczelni. Filia Politechniki Łódzkiej została utworzona dopiero w 1969 r. Był jednak pomnik Adama Mickiewicza, zaprojektowany przez Ryszarda Sroczyńskiego i postawiony w 1961 r. na pl. Obrońców Pokoju (na cokole, na którym przed wojną stał pomnik Gabriela Narutowicza). Uczniom miejscowych szkół średnich to wystarczyło: jak Mickiewicz to i Dziady, a więc Teatr Narodowy, Dejmek i warszawscy studenci! Właśnie dzięki licealistom i uczniom techników Bielsko-Biała wpisało się w historię studenckiej rewolty z marca 1968 r.

 

Uwaga na dzieci!

 

Postawiona w stan najwyższej gotowości milicja i służba bezpieczeństwa w codziennych raportach, słanych do przełożonych w Katowicach, od połowy marca pisała o pojawiających się w mieście nad Białą napisach i ulotkach. W pisanych ręcznie lub na maszynie ulotkach wyrażano solidarność z bitymi studentami oraz sprzeciw wobec kłamstw, wszechobecnych w środkach masowego przekazu. Funkcjonariusze i ich tajni współpracownicy łączyli fakt pojawienia się w Bielsku-Białej wrogiej propagandy ze studentami ze spacyfikowanych ośrodków akademickich: Katowic i przede wszystkim Krakowa. W odpowiedzi podjęto „działania zabezpieczające”: wzmocniono patrole milicji, rozpoczęto wyrywkową kontrolę wjeżdżających do miasta pojazdów z obcymi rejestracjami,  a SB wzmogła sekretną kontrolę nadchodzącej z Warszawy, Krakowa i Katowic korespondencji. Zorganizowano także spotkania z rodzicami uczniów w szkołach średnich, zawodowych oraz starszych klasach podstawówek. Zobowiązywano ich do zwrócenia baczniejszej uwagi na dzieci, aby – jak zapisano w raportach – nie dopuścić do zamierzonego lub przypadkowego zamieszania ich w awantury. Nad młodzieżą miały czuwać również władze oświatowe. Były apele szkolne i pogadanki na lekcjach wychowawczych.

 

Nie chciał być szpiclem

 

Nauczyciele zobowiązani zostali do pełnienia popołudniowych dyżurów na ulicach miasta. Mieli oni obserwować zachowanie młodzieży i przeciwdziałać ewentualnym wystąpieniom. Odmowa udziału w popołudniowych dyżurach na ulicach stała się powodem zwolnienia z pracy jednego z najlepszych nauczycieli LO im. M. Kopernika, nieżyjącego juz dziś matematyka Jana Wolnickiego. – Na radzie pedagogicznej profesor wstał i powiedział, że został zatrudniony jako nauczyciel i pedagog, a nie szpicel. Dyrektor Leon Gaczyński w odpowiedzi stwierdził, że w takim razie trzeba będzie się rozstać. Z końcem roku szkolnego profesor Wolnicki razem z nami odszedł ze szkoły – wspomina ks. Jan Wodniak, w 1968 r. maturzysta w klasie, prowadzonej przez Jana Wolnickiego.

Po Bielsku-Białej zaczęły krążyć wieści, że wkrótce w mieście odbędzie się manifestacja. – Wszyscy wiedzieli, że będzie wiec pod pomnikiem Mickiewicza. Szeptało się o tym w szkołach i tramwajach – wspomina Roman Zajączkowski, wówczas uczeń bielskiego Technikum Mechaniczno-Elektrycznego. Napięcie podsycali także nauczyciele, przestrzegający młodzież przed chodzeniem pod ten pomnik. – Efekt był odwrotny. Chodziliśmy tam każdego dnia, aby zobaczyć, czy coś się dzieje – mówi Zajączkowski. – To była klasyczna szeptanka. Wszyscy o tym mówili, także na poczcie, w miejscu mojej ówczesnej pracy. Zresztą sporo ulotek znajdowaliśmy w skrzynkach pocztowych – dodaje Krzysztof Paszek, jeden z uczestników marcowych wydarzeń w Bielsku-Białej. Do pierwszej próby zorganizowania manifestacji pod „Adasiem” doszło w poniedziałek, 18 marca 1968 r. Nie udało się. – Dzięki natychmiastowej interwencji i perswazji do demonstracji nie dopuszczono i nie zachodziła potrzeba użycia zwartych oddziałów sił porządkowych – raportowali dumni z siebie funkcjonariusze SB. Trzy dni później zaszła już taka potrzeba...

 

Pierwszy dzień wiosny

 

W czwartek 21 marca, pierwszego dnia wiosny pod pomnikiem wieszcza doszło do sporej manifestacji bielskiej młodzieży. Dopiero w 1985 r. w podziemnym biuletynie Solidarność Podbeskidzia opublikowano pierwszą anonimową relację z tamtych wydarzeń: – Początkowo zebrała się tam kilkudziesięcioosobowa grupa młodzieży (licea ogólnokształcące, Technikum Mechaniczno-Elektryczne). Wcześniej w szkole i po szkole umawiali się, że pójdą złożyć tam kwiaty. Chcieli jakoś wyrazić poparcie dla strajkujących w Warszawie i innych ośrodkach akademickich. Po złożeniu kwiatów deklamowano wiersze Mickiewicza (między innymi Do przyjaciół Moskali). Manifestacja nie miała żadnych form organizacyjnych. Dla przyzwyczajonych do wyreżyserowanych wieców poparcia czy pierwszomajowych pochodów wyglądało to śmiesznie i nieporadnie. W pewnym momencie zebrani zwrócili się w kierunku ulicy i zaczęli wołać: Chcemy demokracji!, Wolności słowa! Przystanęło trochę gapiów. Łącznie zgromadziło się około dwustu ludzi.

Z raportów SB wynika jednak, że było tam znacznie więcej osób. Początkowo grupa młodzieży miała liczyć od 150 do 250 ludzi. Tylko część zebranych stanowili uczniowie bielskich szkół średnich, bo sporo było między nimi młodych robotników miejscowych zakładów pracy. Liczbę gapiów, zebranych na poboczach i chodnikach w okolicach pomnika, milicyjni tajniacy szacowali na dalsze 300 osób. Musiała to być faktycznie spora grupa, gdyż w pewnym momencie wstrzymano ruch tramwajów na zapchanym ludźmi torowisku wzdłuż ul. Partyzantów. W raportach SB skrzętnie odnotowano treść wznoszonych okrzyków. Część z nich musi dziś budzić zdziwienie. Młodzi ludzie mieli skandować nie tylko: Niech żyje wieszcz!, Popieramy studentów!, Niech żyją studenci warszawscy!, Precz z milicją!, Precz z cenzurą!, Precz z pałkarzami i glinami!, Wolność prasy!, ale także: Niech żyje klasa robotnicza!, Niech żyje Wiesław!, Jesteśmy z partią i klasą robotniczą!, a nawet Polska dla Polaków!. Świadczyć to może albo o politycznym zagubieniu manifestantów i ich podatności na wszechobecną partyjną propagandę, albo też na skuteczną pracę prowokatorów.

Z tajnych raportów wynika, że władze dla uspokojenia manifestantów skierowały prawie stu aktywistów partyjnych, którzy próbowali perswadować młodzieży „niewłaściwość jej postępowania”. Zapewne co najmniej część z tych „aktywistów” należała do zakładowych komórek ORMO. Roman Zajączkowski pamięta, że pojedynczy milicjanci przez ręczne tuby wzywali młodzież do rozejścia: – Czas skończyć wiecowanie i wracać do nauki. Tylko nieliczni zastosowali się do tych apeli. Po godzinie 19.00 na plac wprowadzono siły milicyjne. Z tajnych meldunków wynika, że była tam m.in. kompania ZOMO z Czechowic-Dziedzic, a także 80 funkcjonariuszy po cywilnemu oraz kilku milicjantów z drogówki – mówi Jarosław Neja z katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, który badał dzieje Marca’68 na Śląsku. W ruch poszły milicyjne pałki. Do akcji wprowadzono też armatkę wodną, która czekała za bramą zakładu przy pobliskiej ul. Czajkowskiego. Młodzi demonstranci w popłochu rozbiegli się spod pomnika. Część z nich uciekło przed milicyjnymi pałkami przez płytką wodę Białki.

 

Nie potrzeba wichrzycieli

 

Nie wszystkim udało się uciec. Z raportów wynika, że milicjanci i funkcjonariusze SB zatrzymali 11 demonstrantów. Wśród nich był tylko jeden uczeń, wspomniany już Roman Zajączkowski. – Kilkadziesiąt metrów od pomnika zatrzymało mnie dwóch tajniaków. Wzięli mnie pod pachy i wpakowali do radiowozu, takiej klasycznej nyski. Znalazł się tam także mój kolega, nieżyjący już dziś Staszek Ziaja, który studiował architekturę we Wrocławiu. Trafiliśmy do aresztu Komendy Powiatowej MO, która wówczas mieściła się na bielskiej Starówce – wspomina Zajączkowski. Miał szczęście, gdyż nie ukończył jeszcze 17 lat. Wyszedł po 48 godzinach. Później stanął przed kolegium, które ukarało go grzywną. Został też usunięty ze szkoły. – Usłyszałem, że nie potrzeba tam wichrzycieli – wspomina. Wrócił po roku dzięki staraniom swej wychowawczyni Henryki Wilczyńskiej. Stanisław Ziaja miał mniej szczęścia. Oskarżony o współudział w organizacji wiecu nie tylko wyleciał ze studiów, ale także stanął przed sądem. Dostał półtora roku więzienia. Za kratami przesiedział ponad rok.

Warto wspomnieć, że w tajnych raportach SB znaleźć można informacje o marcowych wystąpieniach także w innych częściach Podbeskidzia. Już 13 marca na terenie Studium Nauczycielskiego w Cieszynie pojawiły się nieprawomyślne ulotki i plakaty m.in. o treści Brawo studenci Warszawy! czy Precz z obłudą prasy! Następnego dnia SB odnotowała kilka prób zorganizowania w studium wieców solidarnościowych ze studentami Krakowa i Warszawy. Funkcjonariusze SB, korzystając z pomocy aktywu partyjnego i młodzieżowych organizacji działających w SN, szybko ustalili nazwiska prowodyrów, faktycznych lub domniemanych. Skończyło się na wezwaniu ich rodziców do studium i odbyciu „profilaktycznych rozmów”. To wystarczyło, aby spacyfikować nastroje najbardziej radykalnych słuchaczy tej placówki i powstrzymać ich przed zadawaniem dalszych niewygodnych dla władzy pytań.

Do kuriozalnego wydarzenia doszło w niewielkich Buczkowicach. Wg raportów SB, w środę 13 marca w miejscowej klubokawiarni odbyło się antysocjalistyczne wystąpienie. Kilku nastolatków wszczęło tam awanturę, wyrzucając kierowniczce lokalu, że dyskryminuje ich na rzecz Koła Gospodyń Wiejskich. Wg SB młodzieńcy zaczęli dewastować wnętrze lokalu, zapowiadając, że zrobią w tym miejscu to samo, co studenci w Warszawie. Szybko pojawiła się milicja i czterech najbardziej aktywnych młodzieńców wkrótce stanęło przed kolegium karno-administracyjnym za „zakłócanie spokoju publicznego”.