Władysława Magiera

 

Nic dla siebie

 

– Promieniował ten dworek od dawna życiem narodowem, religijnem i społecznem, schodzili się w nim często najlepsi synowie naszego śląsko – polskiego ludu, skupiając się w naradach nad żywotnemi sprawami polskiego społeczeństwa i wytyczając drogi pracy, która doprowadziła w końcu do wyzwolenia z pod obcych wpływów – tak o siedzibie Górniaków w Sibicy pisał publicysta Głosu Ludu w 1935 r.

 

Franciszek Górniak – twórca rodowej potęgi

 

Tradycje patriotyczne rodziny zapoczątkował Franciszek Górniak, urodzony w 1854 r. w Grodziszczu w wielodzietnej rodzinie wójta. Otrzymał tylko podstawowe wykształcenie, skończył szkołę ludową. Obdarzony zdolnościami manualnymi, uruchomił warsztat ślusarski. Dla rodziny chciał jednak lepszego bytu. Kupił z żoną pole w Sibicy  pod Cieszynem, uruchomił cegielnię i wybudował piękny dworek w dużym parku. Ten wyjątkowy przedsiębiorca stworzył największe polskie przedsiębiorstwo na ziemi cieszyńskiej bez pomocy obcego kapitału, a tylko dzięki swojej wyjątkowej pracowitości i talentom organizacyjnym. Produkcja cegły ruszyła w 1886 r. Później wypalano również dachówkę, rury, kafle. Zakład unowocześniano, zakupiono nawet maszynę parową, zaś robotnicy mogli mieszkać w wybudowanych specjalnie domach. Posesję zakupiono jako współwłasność małżonków, a żona wspierała męża we wszystkich poczynaniach.

Gdy Marianna z d. Boszczyk wyszła za mąż, miała 20 lat. Razem wychowali troje dzieci, a po śmierci najmłodszej córki wzięli na wychowanie bratanicę. Zmarł też jako student najstarszy syn Franciszek, syn Jan przejął cegielnię i kontynuował działania ojca. Córka Anna wyszła za mąż za redaktora Władysława Zabawskiego, autora Drogi do ziemi obiecanej. Przez ich dom przewinęło się wiele sierot, którym matkowała. Dom Górniaków był zawsze domem otwartym. Uroczyście obchodzono święta narodowe, dożynki, imieniny. Marianna organizowała wszystko; zarządzała, przygotowywała posiłek dla kilkudziesięciu osób. Miała do pomocy służbę, ale sama piekła chleb i kołocze dla rodziny, pracowników, studentów. Trzeba było nakarmić młodzież akademicką i gimnazjalną, która zbierała się w specjalnie do tego przeznaczonej izbie. Na terenie posesji odbywały się też spotkania harcerskie i ćwiczenia drużyn „Sokoła”. W pamiętnikach Jana Kubisza czytamy: – Franciszek Górniak zaprasza tę kochaną młodzież do siebie. I tu gaździnka zastawiała stół obfitym jadłem, co do wiecznie głodnej młodzieży było ponad wszystko. Te spotkania odegrały dużą rolę w wyprowadzaniu nas z naszych ciasnych i prymitywnych warunków na szerszy, kulturalny świat. Z tego pokoiku wyszli ludzie zacni i pożyteczni dla nowej Polski, ministrowie, senatorowie, dyrektorowie, profesorowie.

Franciszek był jednym z dwu na Śląsku Cieszyńskim członków Ligi Polskiej, później Narodowej. W Sibicy bywali jej działacze. Wszystkie działania Franciszka miały na celu uzyskanie niepodległości, wspierał więc w Cieszyńskiem organizacje budzące ducha polskiego. Pokrywał wydatki związane z imprezami organizowanymi przez Towarzystwo Czytelni Ludowej. Sponsorował wydawanie Miesięcznika Pedagogicznego i książek Towarzystwa Ewangelickiego Oświaty Ludowej, którego był członkiem wieczystym. Za ważny uważał wzrost poziomu wiedzy rolniczej mieszkańców Śląska, co skutkowałoby podniesieniem poziomu życia. Propagował więc nowinki z tej dziedziny. Z własnych środków wybudował pawilony na wystawę rolniczą w Cieszynie, która uświetniła 25-lecie Towarzystwa Rolniczego w 1883 r. Opłacił też koszty urządzenia obiektów i imprezy towarzyszące. Zafundował wyjazd młodzieży na centralną wystawę rolniczą do Lwowa. Planował również otwarcie szkoły rolniczej w Sibicy.

Dziełem życia była jednak budowa Domu Narodowego w Cieszynie, siedziby polskich organizacji. Gdy w 1897 r. został członkiem zarządu Towarzystwa Domu Narodowego, doprowadził do kupna działki przy Rynku. Prace rozpoczęły się od razu, ponieważ dał cegłę i oddelegował pracowników do budowy. Nadzorował przebieg robót, a rachunkami obciążał własną firmę. W piecach cegielni wypalono terakotowe popiersia znanych Polaków, które zamówił w Krakowie. Do II wojny zdobiły salę widowiskową. Niestety nie dożył uroczystego otwarcia obiektu. Zbyt późne leczenie nie pomogło. Zmarł na „chorobę płuc” w 1899 r. i został pochowany na cmentarzu ewangelickim w rodzinnej Sibicy. W testamencie przeznaczył spore sumy na cele społeczne, a tłumaczył to tak: – Gdy mię Pan Bóg tak nadzwyczajnie błogosławił, nie godzi mi się żyć i użyć majątku tylko dla żony i dzieci. Ks. Franciszek Michejda powiedział o nim: – Wszystko sam z siebie i przez siebie, a przecież nic dla siebie.

 

Marianna Górniak-Cienciałowa – nie tylko gaździnka

 

Franciszek, przedstawiając testament, powiedział: – Myśmy to z żoną tak uradzili. Decydowali pewnie razem o wszystkim. Marianna kontynuowała dzieło męża, przekonana, że warto wspierać wszystkie inicjatywy mające budzić narodowego ducha. Obowiązek wobec polskiego społeczeństwa traktowała bardzo poważnie. Pisze o tym we wspomnieniach ks. bp Korol Kotula: – Za naszych czasów bywało tam kilku akademików, były córki nauczycieli. Urządzaliśmy różne gry i zabawy na wolnym powietrzu, śpiewaliśmy pieśni narodowe, rozmawialiśmy o różnych sprawach i w ten sposób przygotowywaliśmy się do przyszłego życia towarzyskiego i społecznego.

 Ta światła kobieta musiała być przekonana o słuszności tego, co robi mąż, bo sama napisała w tym duchu testament, przeznaczając na cele społeczne bardzo duże sumy, utrzymała też w mocy wszystkie legaty męża. We testamencie Franciszek pisał, aby po jego śmierci wyszła za Jerzego Cienciałę, by temuż na stare lata zapewnić dobrze zasłużony odpoczynek i wygodę. Chodziło pewnie i o pieniądze na dalszą działalność społeczną znanego działacza i posła. Marianna, teraz Cienciałowa, była przecież współwłaścicielką cegielni, a nie tylko gaździnką. Swój majątek, zawarty w cegielni i w tem, co do niej należy oraz w realnościach zapisała dzieciom i mężowi, wśród spadkobierców znaleźli się również wychowankowie i wnuki drugiego męża. Zmarła w domu 1905 r., a – jak pisano na łamach Przeglądu Politycznego – pogrzeb odbył się z udziałem niezliczonych rzeszy ludu, sporej liczby ubogich studentów oraz szeregów biednych, którymi się nieboszczka gorliwie opiekowała. Już bowiem po śmierci Górniaka jadało w tym domu wielu ubogich studentów i wielu do tego domu wchodziło i z niego wychodziło, co wsparcia potrzebowali, a wychodzili obficie wspomożeni.

Te fakty świadczą o roli, jaką odgrywała już samodzielnie. Realizowała nadal marzenia męża, opiekując się studentami i ubogimi, udzielając się w pracy dziś nazywanej charytatywną. Nie brała bezpośredniego udziału w życiu politycznym, nie należała do żadnej partii, ale wspierając materialnie polskie organizacje, umożliwiała im faktyczne działanie. To, że rodzina kontynuowała jej pracę, świadczy, że zrobiła coś, co robi większość kobiet, wspaniale wychowała dzieci, wpajając im wartości, które mogły później przekazywać swoim dzieciom. Jej pracę kontynuował syn, a później wnuczki. Dotrzymali wierności testamentowi rodziców i dziadków.

 

Jan – skatowany przez gestapo

 

Miał 14 lat, gdy zmarł ojciec i może dlatego na jego poglądy wywarły wpływ ideały ojczyma, Jerzego Cienciały. Po skończeniu krakowskiej szkoły przemysłowej przejął cegielnię, a w 1909 r. ożenił się z Heleną Branny. Został nie tylko spadkobiercą, ale i kontynuatorem działalności społecznej ojca. Zakład prowadził wzorowo, dla robotników wybudował kolejne domy. Pełnił również wiele funkcji w polskich organizacjach, należał do Zarządu Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, był wiceprezesem ZG Macierzy Szkolnej, a także jednym z trzech dyrektorów Towarzystwa Oszczędności i Zaliczek po stronie czeskiej.

Na studiach w Krakowie nauczył się jeździć na nartach i jako jeden z pierwszych narciarzy na Śląsku Cieszyńskim był wielkim propagatorem tego sportu.

Imponująca była też jego działalność jako darczyńcy i filantropa. Na wybudowanie szkoły wydziałowej w Czeskim Cieszynie przeznaczył 100 tys. koron, wiele środków wyłożył też na budowę schroniska na Kozubowej, w Sibicy wybudował przedszkole. Na Goduli kupił trzy morgi gruntu na miejsce zlotów harcerzy i wycieczek skautów. Ponadto wybudował ogrodzenie, basen i pawilon w parku Sikory w Czeskim Cieszynie. Wspierał materialnie i finansowo budowę kościoła ewangelickiego na Niwach, został jego prezbiterem. Za swoją działalność otrzymał Krzyż Zasługi i Krzyż Niepodległości. Nie należy się więc dziwić, że już pierwszego dnia wojny o godz. 13.00 aresztowało go gestapo. Przetrzymywany w cieszyńskim w więzieniu, kilka razy wypuszczany i zamykany, nie mógł zbliżyć się do swojej cegielni i domu, zatrzymywał się więc u żonatego syna w Skoczowie. Przez pewien czas przebywał w celi z Karolem Olbrachtem Habsburgiem, właścicielem ogromnych dóbr żywieckich, w tym browaru. Dzielił się z nim paczkami. Karol nie mógł niczego otrzymywać, dał mu więc nawet swoje okulary. W październiku został pobity w więzieniu przez gestapowców. Przewieziono go do szpitala z krwotokiem wewnętrznym. Zmarł 11 listopada 1940 r. W akcie zgonu podano, jako przyczynę, zwyrodnienie mięśnia sercowego. Rodzina nie otrzymała pozwolenia na pochówek w rodzinnym grobie w Sibicy i jego grób znajduje się na ewangelickim cmentarzu w Cieszynie – tam gdzie symboliczny grób córki Niny Górniak.

 

Nina – fantazja pod bombami

 

Janina Górniak urodziła się w 1915 r., a zginęła pod bombami 7 września 1939 r. Miała tylko 24 lata, a była już sławna nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Jej zdjęcia zdobiły okładki kobiecych pism. Z fragmentów informacji, jakie przetrwały wojenny kataklizm, wyłania się obraz kobiety, która w zawrotnym tempie zrobiła karierę w świecie mody i pracowała z najlepszymi. Wcześnie ujawnił się jej wielki talent plastyczny, a jeszcze wcześniej zaczęła działać społecznie. Już w szkole ludowej została członkinią zuchowej gromady, a później harcerką. Objęła funkcję zastępowej, a wkrótce powierzono jej żeńską drużynę Harcerstwa Polskiego w Czechosłowacji przy polskiej szkole ludowej i wydziałowej w Czeskim Cieszynie. Uczestniczyła prawie we wszystkich obozach kształcenia harcerskiej kadry, a w dowód uznania wzięła udział w światowym zlocie w Anglii. Zajęła się tam wystrojem podobozu delegacji HPCz., o czym z zachwytem pisała angielska prasa, podobnie jak o ludowym stroju cieszyńskim, w którym chodziła. Otrzymała bardzo staranne wykształcenie, a otwartość, ujmujący sposób bycia i zamiłowanie do działalności społecznej wyniosła z rodzinnego domu. Naukę kontynuowała w Wiedniu i Państwowej Szkole Zdobniczej w Krakowie. Własną pracownię, warsztat tkactwa artystycznego, otworzyła w Krakowie. Z jej projektów chętnie korzystały zamożne damy. Tworzyła tylko unikaty, niepowtarzające się wzory na materiałach tkanych z angielskich wełen w najlepszym gatunku. Tkaniny miały geometryczne, ciekawe wzory i żywą kolorystykę. Do projektu dołączała próbki tkanin. Rok przed wybuchem II wojny światowej przeniosła swoją pracownię do Sibicy. Pracowała z siostrą Marią, a brat, chemik, pomagał tworzyć nowe kolory. Wzorem dziadka, chciała mieć rodzinną firmę. Projektowała też kostiumy teatralne, a nawet szaty liturgiczne i witraże, malowała ilustracje do bajek. W jej projektach dużą rolę odgrywały detale, ubierała kobietę całościowo i można ją właściwie nazwać współczesną wizażystką. Sama wyjątkowo piękna, często osobiście prezentowała swoje projekty. Niektóre były tak oryginalne, że i dzisiaj można je wykorzystywać. W Europie stała się znana po wystawie w Paryżu. Od tego czasu utrwalała swoją pozycję wśród najlepszych. Miała również wystawy w Krakowie, Warszawie, Katowicach. – Panna Janina Górniakówna – pisano o niej przed wojną – sama pilnuje swych interesów, nie bojąc się konkurencji. Artystycznie udrapowane tkaniny przyciągają oczy gamą cudownie dobranych barw. Wyrabia tkaniny przewyższające pomysłowością najmodniejsze materiały paryskie, eleganckie, mięciutkie, zwiewne, przyjemne w dotknięciu. Mogłaby sobie siedzieć w Paryżu u takiego Rodier czy w innej fabryce, ale woli tu, na Zaolziu uczyć wiejskie dziewczyny sztuki, którą zna na wylot.

Wystawy były zawsze entuzjastycznie przyjmowane, a z jej projektów korzystały zagraniczne firmy Rodier i Chanel. Planowała otworzyć w Sibicy szkołę tkactwa dla miejscowych dziewcząt, mimo że proponowano jej otwarcie takiej szkoły Warszawie. Na początku września 1939 r., uciekając z Sibicy, znalazła się w Krakowie i razem z narzeczonym pojechała po młodsze rodzeństwo Niny do Stanisławowa. W Świlczy pod Rzeszowem 6 września na pociąg spadły bomby Luftwaffe. W stanie ciężkim trafiła do rzeszowskiego szpitala, zmarła w wyniku obrażeń następnego dnia. Pochowano ją w bezimiennym grobie. Mimo tak młodego wieku odgrywała znaczącą rolę w świecie mody. W Neapolu w 2000 r. w recenzji wystawy „Podróż przez świat mody” napisano, że na wystawie ciekawostkę stanowiła kolekcja projektów ubiorów Niny Górniak. – Są to kreacje oryginalne i jakże współczesne. Ta młoda artystka zostawiła trwały ślad swojego fantazyjnego talentu w Europie i w naszym Neapolu. Zasługuje więc na upamiętnienie. Z tego powodu jej nazwisko znalazło się również w encyklopediach sztuki wydanych we Włoszech.

 

Pusty plac świetności

 

Po wojnie rodzina odzyskała majątek. Z czworga dzieci żyło troje: Maria, Jan i najstarszy Franciszek, który uruchomił produkcję. Szkołę średnią skończył w Lozannie, a studia w Zurychu. Już przed wojną zajmował się cegielnią. W czasie okupacji mieszkał z żoną w Skoczowie, a pracował w Bielsku. Tam z narażeniem życia, zdobywał kartki żywnościowe, które we współpracy z ruchem oporu wymieniano na żywność dla więźniów w Oświęcimiu. Aresztowany, skazany za zdradę na karę śmierci, cudem uniknął wyroku. Po wojnie chciał z rodziną wyjechać do Szwajcarii, miał tam wielu przyjaciół, jednak na prośbę dalszej rodziny pozostał i zajął się zniszczonym i obrabowanym zakładem. Pod jego kierownictwem nie tylko cegielnia w Sibicy rozpoczęła produkcję, ale na prośbę władz uruchomił jeszcze kilka innych. Po upaństwowieniu cegielni pracował w niej jako palacz, a rodzina zamieszkała na strychu własnego domu i płaciła czynsz. Pokoje w domu zajęli byli robotnicy, których ojciec i dziadek sprowadzali, głównie z Żywiecczyzny – teraz majstrowie i kierownicy. Tylko ciąża żony uratowała rodzinę przed wysiedleniem w 1953 r. w Sudety. Kłopoty jednak trwały, pojawiały się ciągłe oskarżenia, córce odmówiono prawa do studiów, mimo że była jedną z najlepszych w klasie, a drugiej córki nie przyjęto do liceum. W 1964 r. rodzina wyprowadziła się z CSRS i zamieszkała w Cieszynie. Pod koniec lat osiemdziesiątych zniszczono cegielnię i dom, a materiały z rozbiórki obcy ludzie wykorzystali na budowy. Rodzinie nie pozwolono zabrać nawet pamiątek, chociażby pierwowzorów terakotowych popiersi Kościuszki i Kraszewskiego, które Franciszek Górniak sprowadził z Krakowa dla Domu Narodowego. Tylko kilka pięknych kafli zdobi ściany domu prawnuczki Franciszka, Anny. Z siedziby Górniaków w Sibicy nie pozostało nic; stoją tam obecnie wieżowce i pusty asfaltowy plac.

 

Ps. W Polsce Franciszka Górniaka uhonorowano tablicą w sali Domu Narodowego, a Ninę Górniak i Mariannę Górniak-Cienciałową lampami na uliczce cieszyńskich kobiet na Zamku w Cieszynie.