Artur Kasprzykowski

 

Czerwcowy plebiscyt

 

Ćwierć wieku temu, 4 czerwca 1989 r., komuniści utracili monopol władzy w Polsce. Wybory, które odbyły się tamtego dnia, zostały później nazwane plebiscytem: ludzie często nie tyle głosowali za „Solidarnością” co przeciwko władzy. Na wyniki tamtego głosowania obie strony – ówczesna koalicja rządząca i wychodząca z podziemia opozycja – zapracowały swą wieloletnią działalnością. Komuniści zbierali żniwo swych 45-letnich rządów, a „Solidarność”  mogła się cieszyć owocami siedmioletniej, podziemnej działalności, okupionej bolesnymi represjami, a także efektownej, spontanicznej kampanii wyborczej.

Zgodnie z ustaleniami Okrągłego Stołu, koalicja rządząca miała zapewnione w czerwcowych wyborach aż 65 proc. mandatów w 460-osobowym Sejmie. Mogli je uzyskać jedynie przedstawiciele Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i tzw. sojuszniczych stronnictw – Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Demokratycznego, a także reprezentanci innych, kadłubowych ugrupowań, uznawanych przez komunistów – Stowarzyszenia PAX, Unii Chrześcijańsko-Społecznej i Polskiego Związku Katolicko-Społecznego. O pozostałe 35 proc. miejsc w Sejmie PRL X kadencji mogła walczyć cała opozycja, niedawno jeszcze nielegalna, a także osoby bezpartyjne. W pełni wolne i bez żadnych parytetów były jedynie wybory do stuosobowego Senatu, który był nowością w socjalistycznej Polsce.

W województwie bielskim (podzielonym na dwa okręgi: bielski i andrychowski) do zdobycia było 10 mandatów poselskich i dwa miejsca w Senacie. Zgodnie z okrągłostołowym kontraktem, sześć mandatów do Sejmu przypadało kandydatom koalicji rządzącej. „Solidarność” mogła zdobyć co najwyżej cztery mandaty poselskie i dwa senatorskie. Na Podbeskidziu w początkowym etapie przygotowaniami do wyborów zajmowała się Regionalna Komisja Organizacyjna NSZZ „Solidarność”, kierowana przez Grażynę Staniszewską, więzioną w stanie wojennym za podziemną działalność. Od wiosny 1988 r. była ona przedstawicielką Podbeskidzia w nielegalnej Krajowej Komisji Wykonawczej  „Solidarności”, uczestniczyła też w plenarnych obradach Okrągłego Stołu. Stojąc na czele RKO koordynowała ona działalność powstających dopiero zakładowych struktur związku „Solidarność” (przywróconego do legalnej działalności dopiero 17 kwietnia 1989 r.).

Członkowie RKO postanowili – podobnie, jak ich koledzy w innych częściach kraju – wystawić tylu kandydatów, ile jest miejsc mandatowych.

Na Podbeskidziu przyjęta została bardzo szeroka i demokratyczna formuła wyłaniania solidarnościowej reprezentacji. W połowie kwietnia 1989 r. w świetlicy Zakładów Przemysłu Wełnianego Bewelana zorganizowany został sejmik przedwyborczy, w którym uczestniczyli przedstawiciele podbeskidzkich środowisk opozycyjnych i niezależnych, a więc „Solidarności”, NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”, Klubów Inteligencji Katolickiej, Klubu Myśli Politycznej „Dziekania”, Towarzystwa Przyjaciół „Powściągliwości i Pracy”, Klubu Ekologicznego „Gaja”, Komitetów Obywatelskich Żywca i Suchej Beskidzkiej, podziemnego Bielskiego Komitetu Oporu Społecznego oraz środowiska Śląska Cieszyńskiego. Łącznie było to ponad 100 osób. Dodatkowo w roli obserwatorów wystąpili reprezentanci Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej i Konfederacji Polski Niepodległej. W trakcie obrad zgłoszone zostały kandydatury piętnastu osób, gotowych do znalezienia się na listach wyborczych. Każda z nich w mniejszym lub większym stopniu działała w latach osiemdziesiątych w „Solidarności” lub innych niezależnych strukturach. Warto – za ówczesnym biuletynem „Solidarność Podbeskidzia” – przypomnieć nazwiska „kandydatów na kandydatów”. Byli to: nauczyciel z Żywca Michał Caputa, bielski rolnik Roman Chomicki, pracownik żywieckiego Ponaru Jerzy Hilbrycht, Henryk Juszczyk z bielskiej Befamy, redaktor i drukarz prasy podziemnej Andrzej Kabat z Bielska-Białej, działacz tajnej Regionalnej Komisji Wykonawczej „Solidarności” i więzień polityczny Andrzej Kralczyński z FSM, cieszyński kardiolog Maciej Krzanowski, student i dziennikarz podziemny Janusz Okrzesik z Bielska-Białej, samorządowiec z Befamy Leszek Ostrowski, wadowicki architekt Stanisław Pena, nauczyciel z Bielska-Białej, trener Beskidu Skoczów Jan Picheta, bielski adwokat Andrzej Sikora, ekonomista z Wadowic Zbigniew Siłkowski, wspomniana wcześniej bielska bibliotekarka Grażyna Staniszewska oraz inżynier z andrychowskiej Andorii Stanisław Wąsik.

Spośród zebranych wyłoniono także 22-osobowy konwent wyborczy, który w następnych dniach przeprowadził z wszystkimi kandydatami szczegółowe rozmowy – przesłuchania. W pracach tego gremium, odzwierciedlającego skład całego sejmiku, uczestniczyli: Stanisław Biłka, Jacek Bożek, Stanisław Cybula, Helena Dobranowicz, Jan Frączek, Jan Gajewski, Andrzej Grajewski, Zdzisław Greffling, Krzysztof Jonkisz, Artur Kasprzykowski, Henryk Kenig, Henryk Malik, Tadeusz Mendrek, Kazimierz Pająk, Alicja Pawlusiak, Ryszard Penkala, Wiesław Pyzio, Renata Sanak, Józef Stwora, Henryk Urban, Michał Wołyniec i Stefan Zuber. Pracami konwentu kierował Zdzisław Greffling z Bewelany, wieloletni prezes bielskiego Klubu Inteligencji Katolickiej oraz przewodniczący Biskupiego Komitetu Pomocy Uwięzionym i Internowanym w Bielsku-Białej.

W czasie drugiej części sejmiku, która odbyła się 18 kwietnia 1989 r., przeprowadzono głosowanie nad kandydaturami już tylko ośmiu osób, rekomendowanych przez konwent. Wśród kandydatów do Senatu w tych prawyborach zwyciężyli Andrzej Kralczyński i Maciej Krzanowski. Na listach do sejmu zgodnie z wolą uczestników sejmiku znaleźli się: Grażyna Staniszewska i Janusz Okrzesik (okręg w Bielsku-Białej) oraz Michał Caputa i Andrzej Sikora (okręg Andrychów). Do przeprowadzenia kampanii wyborczej powołany został Wojewódzki Komitet Obywatelski „Solidarność”, skupiający przedstawicieli lokalnych komitetów z Andrychowa, Cieszyna, Kęt, Oświęcimia, Skoczowa, Suchej Beskidzkiej, Wadowic, Wisły i Żywca. Pracami WKO „Solidarność” kierował Mirosław Styczeń. Dyrektorem biura WKO został Piotr Szwarc, a funkcję sekretarza pełnił Andrzej Kabat. Siedziba komitetu mieściła się w kamienicy przy bielskiej ulicy Lenina 5 (obecnie jest to ulica 3 Maja 5, a fronton tego budynku od 2009 r. zdobi tablica, upamiętniająca działalność WKO).

– Braliśmy pod uwagę możliwość klęski. Przeprowadzenie kampanii wyborczej bez funduszy, bez dostępu do środków masowego przekazu, w ciągu zaledwie półtora miesiąca wydawało się pomysłem szalonym. Same solidarnościowe znaczki i hasła mogły nie wystarczyć, gdy po drugiej stronie mieliśmy całą machinę państwa z aparatem represji, monopolem na prasę, radio i telewizję, a także z cenzurą, która potrafiła nawet wycinać z publikacji fragmenty naszych przedwyborczych odezw i programów – wspomina Andrzej Kabat. Oficjalna prasa lokalna, kontrolowana bez wyjątku przez komunistyczne władze, nie kwapiła się z informowaniem społeczeństwa o solidarnościowych kandydatach i o ich programie. Już chętniej próbowała ich krytykować lub ośmieszać. Deklarację wyborczą kandydatów WKO opublikował jedynie tygodnik katolicki „Gość Niedzielny” z Katowic. Nie obeszło się jednak bez ingerencji cenzora, który uznał za konieczne wycięcie z tego tekstu zdania: „Monopol partii na sprawowanie władzy doprowadził do ruiny oraz niszczenia praw wszystkich innych grup społecznych i jednostek”. W tej sytuacji wszelkie biuletyny i materiały wyborcze Wojewódzkiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarności” drukowane były bez ubiegania się o zgodę bielskiej cenzury, czyli oddziału Okręgowego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk, który mieścił się w budynku przy ulicy Partyzantów 64. W świetle obowiązującego wówczas prawa były to druki nielegalne...

Główny ciężar prowadzenia solidarnościowej kampanii wyborczej w województwie spadł na wolontariuszy, przede wszystkim działaczy lokalnych komitetów obywatelskich, związkowców z „Solidarności” i młodzież szkolną. Opozycyjni kandydaci cieszyli się też nieskrywaną sympatią Kościoła katolickiego. Do ich dyspozycji były salki parafialne, a czasem nawet ambony. Do ostatniej chwili przed wyborczą niedzielą 4 czerwca nie brakowało chętnych do roznoszenia ulotek i klejenia plakatów. Ludzie chcieli zmian i wierzyli w „Solidarność”. Tłumnie uczestniczyli w organizowanych w tym czasie manifestacjach, przedwyborczych spotkaniach i wiecach. Kupowali cegiełki na fundusz wyborczy i angażowali się w kolportaż wyborczych plakatów oraz ulotek. 

Nie próżnowali też oczywiście kandydaci reprezentujący ówczesną władzę. Na ich listach, tworzonych w trakcie partyjnych konwencji wyborczych, a zatwierdzanych przez członków Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, pojawili się nie tylko posłowie z minionej kadencji, ale też dyrektorzy wielkich przedsiębiorstw oraz prominentni działacze PZPR i satelickich stronnictw. Łącznie koalicja wystawiła aż dwudziestu kandydatów, którzy mieli walczyć o należne im sześć miejsc w Sejmie. Były wśród nich takie partyjne tuzy, jak pierwszy sekretarz KW PZPR Stanisław Habczyk, przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej w Bielsku-Białej Władysław Mirota czy też Jacek Kulec, szef wojewódzkich struktur Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, czyli młodzieżowej przybudówki PZPR. Z kolei na kartach wyborczych do Senatu partię reprezentowali prorektor bielskiej Filii Politechniki Łódzkiej prof. Marek Trombski i dyrektor naczelny FSM Ryszard Welter. Komitet Wojewódzki PZPR postanowił też udzielić wsparcia kilku bezpartyjnym kandydatom, mającym rywalizować z reprezentantami strony solidarnościowej. W specjalnej odezwie przedwyborczej komuniści deklarowali: „Bielska wojewódzka organizacja partyjna (...) zdecydowana jest wspierać wszystkich kandydatów, którzy gwarantować będą skuteczne kojarzenie interesów regionu i naszej Ojczyzny – Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”. Takie oficjalne poparcie partii otrzymali znany bielski neurolog Olgierd Kossowski, dyrektor fabryki Apena w Bielsku-Białej Jacek Krywult, szef Zakładów Chemicznych Oświęcim Jan Babiarz i bezpartyjna posłanka minionej kadencji z Andrychowa Irena Szczygielska.

Partia po raz pierwszy w historii stworzyła wyborczy fundusz, zasilany przez komórki PZPR, istniejące wówczas w każdym zakładzie pracy. W środkach masowego przekazu, opanowanych niemal bez wyjątku przez władze, pojawiały się artykuły, wychwalające koalicyjnych kandydatów i opisujące ich ciężką pracę dla dobra społeczeństwa. Koalicja – zapewne obserwując rozwój kampanii solidarnościowej – zaczęła też masową produkcję i kolportaż własnych ulotek oraz plakatów – na przykład z hasłami „My dotrzymujemy słowa!”, „Niezgoda rujnuje, współpraca buduje” czy też „Sama opozycja to nie propozycja”. Na murach i płotach całego Podbeskidzia dominowały jednak plakaty „Solidarności”. Niszczone po nocach przez tzw. nieznanych sprawców były za dnia systematycznie uzupełniane przez solidarnościowych wolontariuszy. Symptomatyczne dla ówczesnych nastrojów było to, że koalicyjny wiec przedwyborczy, zorganizowany 30 maja na bielskim pl. Chrobrego, zgromadził kilkaset osób czyli dziesięciokrotnie mniej, niż podobne spotkanie kandydatów solidarnościowych, które odbyło się w tym samym miejscu zaledwie pięć dni wcześniej.

Wynik wyborów okazał się prawdziwym nokautem dla komunistów. W wyborach do Senatu Maciej Krzanowski zdobył poparcie 262 tys. osób (71,5 procent głosujących), a na Andrzeja Kralczyńskiego głosowało 253 tys. wyborców (69,3 proc.). Daleko w tyle znalazło się dziesięciu pozostałych pretendentów na senatorów, w tym obaj kandydaci PZPR: Ryszard Welter (28.070 głosów) i prof. Marek Trombski (28.778).  Po pierwszej turze wyborów poselskie mandaty w obu okręgach na Podbeskidziu zdobyli jedynie wszyscy kandydaci „Solidarności”: Michał Caputa (145 tys. głosów, co oznaczało poparcie 81,7 proc. wyborców), Andrzej Sikora (133 tys. głosów – 73,1 proc.), Grażyna Staniszewska (149 tys. głosów – 74,8 proc.) i Janusz Okrzesik (147 tys. głosów – 71,7 proc.). Z kretesem przepadli wszyscy inni kandydaci niezależni, w tym także popierani przez aparat partyjny: rywalizujący z Okrzesikiem Olgierd Kossowski zdobył 43 tys. głosów, będący na jednej liście z Grażyną Staniszewską Jacek Krywult zyskał poparcie niespełna 28 tys. wyborców, a Jan Babiarz zdołał uszczknąć Andrzejowi Sikorze tylko 23 tys. głosów.  Pozostałe sześć mandatów, przypadające na Podbeskidziu koalicji rządzącej, nie zostało w pierwszej turze obsadzonych, gdyż żaden z kandydatów  na tych listach nie zbliżył się nawet do wymaganego progu wyborczego, czyli 50 proc. oddanych głosów. Jeden z niedawnych „pewniaków” w wyborach, I sekretarz Habczyk otrzymał wsparcie 34 tys. wyborców (18,6 proc.), a Jacek Kulec zdobył zaledwie 12 tys. głosów (7,2 proc.). Stało się tak, bo ponad połowa wyborców skreśliła na kartach do głosowania wszystkich kandydatów PZPR.

O wakujące sześć mandatów poselskich koalicyjni kandydaci musieli walczyć w drugiej turze wyborów. Frekwencja wyniosła wówczas zaledwie nieco ponad 20 proc. (w pierwszej turze do urn poszło 70 proc. wyborców). W wyniku tej dogrywki posłami zostali: rolnik spod Oświęcimia i członek ZSL Edward Baścik, nauczyciel z Wisły, członek SD Jan Knoppek oraz reprezentanci PZPR: bielszczanie Jan Wnuk i Czesław Kastelik oraz Roman Greń z Jasienicy i Stanisław Bibrzycki z Oświęcimia. Po wyborach jeden z wielkich przegranych, I sekretarz Stanisław Habczyk (przed wyborami deklarował w prasie: – Zakładam optymistyczny scenariusz), stwierdził z goryczą na spotkaniu z towarzyszami z Egzekutywy KW PZPR: – Wybory odsłoniły nasze słabości, a ich skala jest zaskakująca. Zapowiedział jednocześnie starania o odzyskanie społecznego zaufania. Było to konieczne, bo proste wyliczenia wskazywały, że na partyjnych kandydatów nie głosowali nawet... członkowie partii. 

Posłowie i senatorowie, którzy kandydowali z listy WKO „S”, utworzyli Wojewódzki Obywatelski Zespół Parlamentarny. Jego przewodniczącym został poseł Andrzej Sikora. Biura zespołu zostały utworzone w pawilonie obok kortów tenisowych przy ul. Partyzantów 59, a więc w budynku, zajmowanym częściowo przez podbeskidzką „Solidarność”.