Był jednym z najwybitniejszych piłkarzy w dziejach Bielska-Białej, zawodnikiem olimpijskiej kadry Polski, który otarł się o wielką piłkę w Bundeslidze. Grzegorz Więzik swoją legendę zaczął budować dopiero pod koniec kariery w Komorowicach. - Nie awansowalibyśmy z V do II ligi, gdyby nie on. Myślę, że takiego zawodnika Podbeskidzie już nie będzie miało. Z takim talentem, dzisiaj mógłby zwojować Europę - mówi były prezes Marian Antonik. Dziś w ostatnią drogę wyruszy legendarna postać bielskiej piłki.

Grzegorz Więzik urodził się w 1963 w Łodygowicach. Tam rozpoczyna karierę i po wielu latach przyzna, że do uprawiania piłki „trochę zmusiło go życie”. - Jeździłem na nartach, ale byłem za biedny, by uprawiać tak drogi sport - stwierdzi. Z LKS-u trafia do BKS-u Stal z którym w 1980 sięga po wicemistrzostwo Polski juniorów będąc jednym z najlepszych zawodników drużyny Edwarda Wrzeszcza. Później jest Start Łódź, gdzie otrzymuje przydomek "Pokrętło" świadczący o jego nietuzinkowej technice. Jego talent dostrzega I-ligowy ŁKS, w którego barwach w 1985 debiutuje w ekstraklasie, łącznie rozegra w niej 101 spotkań.

Jako zdobywający coraz większe uznanie pomocnik w drugiej połowie lat 80. jest członkiem kadry olimpijskiej, ale na igrzyska do Seulu nie pojedzie - Polacy zremisują decydujący mecz z Niemcami na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Z orłem na piersi zagra 17 razy, strzeli sześć goli. Ociera się o pierwszą reprezentację Polski, ale nigdy w niej nie zagra, bo latem 1988 ucieka do Niemiec, a właściwie nie wraca do ojczyzny po spotkaniu Pucharu Intertoto z 1. FC Kaiserslautern z którym później się zwiąże.

Jesienią przymuszony na moment wraca do ŁKS w którym rozegra jeszcze mecz z Legią Warszawa, ale na początku 1989 ponownie opuszcza Polskę. PZPN zawiesza go, więc trenuje i gra w amatorskim zespole 1. FCK, później podpisuje kontrakt z klubem. Ostatecznie w niemieckim zespole nie odgrywa wielkiej roli, wchodzi z ławki w trzech spotkaniach sezonu 1989/90 z HSV, Eintrachtem Frankfurt i FC Nurnberg (łącznie w Bundeslidze rozegra 36 minut). Z ławki ogląda jak jego koledzy zdobywają Puchar Niemiec, w finale na Stadionie Olimpijskim w Berlinie pokonują Werder Brema. Spotkanie z trybun śledzi 77 tys. kibiców.

Z ekstraklasy do okręgówki

Po sezonie w Niemczech odchodzi do francuskiego II-ligowca FC Mulhouse, potem przez kilka lat gra w Danii, którą wspominać będzie po latach z wielkim sentymentem i ponownie w klubach niemieckich. Kolejna poważna kontuzja krzyżuje plany przenosin do Borussii Moenchengladbach. W 1997 decyduje się wrócić do ojczyzny i rok później trafia do bielskich Komorowic, ma 35 lat i jeszcze kilka miesięcy wcześniej występuje w ekstraklasie w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Więzik chce jednak zostać w rodzinnych stronach, kilka miesięcy wcześniej na swojej drodze spotyka Mariana Antonika, prezesa BBTS, który kreśli mu wizję stworzenia w Bielsku-Białej zespołu mającego awansować do II ligi (dziś I ligi).

- Nie znaliśmy się, ktoś nas sobie przedstawił. Rozmawialiśmy o pomyśle odbudowy piłki na wyższym poziomie w mieście. „Węzeł” w nakreślone przeze mnie plany zbudowania klubu uwierzył, choć większość pukała się wtedy w głowę - wspomina dziś Antonik, w latach 90. wiceprezydent miasta. - Grzesiek to nie był zawodnik na poziomie V ligi w której do nas dołączył, ale jego interesowało poważne granie i bardzo mu zależało na realizacji celu - dodaje prezes klubu w latach 1995-2002. Jego słowa potwierdzają statystyki. Więzik w dwóch pierwszych sezonach w barwach BBTS zdobywa łącznie ponad 50 bramek, dwukrotnie z rzędu zostając królem strzelców najpierw V a potem IV ligi. Klub szybko awansuje do III ligi.

"Hanysów uczył śpiewać piosenki braci Golec"

Marian Antonik oprócz wysokich umiejętności piłkarskich Więzika wspomina jego inne atuty - osobowość i charyzmę. - To był „aparat”, facet, którego trzymały się dowcipy. Zespół dobrze grający w moim przekonaniu, to jest coś więcej niż tylko 11 piłkarzy. To musi być grupa ludzi, która wygrywa i przegrywa razem. Grześkowi to się udawało, swoją osobowością budował zespół i atmosferę. Myślę, że takiego zawodnika Podbeskidzie już nigdy nie będzie miało. Z takim talentem, dzisiaj mógłby zwojować Europę.

Osobowość zmarłego Więzika podkreśla inna legenda bielskiego futbolu. Marek Sokołowski przyznaje, że starszy kolega „wychował go piłkarsko”. - Nie miałbym swojego charakteru, tej zadziorności, gdyby nie Grzesiek. Był wymagający, ale korzystaliśmy na tym wszyscy - ja, Bartek Woźniak, Sebastian Olszar, Tomek Moskała, Arek Kłoda. To był człowiek orkiestra, nie ma i nie będzie drugiej takiej osoby na świecie - mówi. Po chwili przypomina sobie zabawną sytuację, jak w autokarze uczył piosenek piłkarzy ze Śląska. - W szatni było kilku hanysów. Pamiętam jak kazał im śpiewać piosenki Golec uOrkiestry - śmieje się.

Z Więzikiem i Sokołowskim wiąże się jeszcze jedna historia. "Sokół" w połowie sezonu 2000/01 odchodzi z BBTS-u do Ostrowca Świętokrzyskiego, kilka miesięcy później już w trakcie rundy w połowie maja 2001 dołącza do niego Więzik, który został awaryjnie ściągnięty do KSZO przez trenera Krzysztofa Tochela. Dzieje się tak, bo BBTS ma już tylko matematyczne szanse na awans do II ligi, a KSZO potrzebuje pomocy.

Otrzymał zgodę na odejście do KSZO

- W zespole była plaga kontuzji, sam leczyłem uraz. Potrzebowaliśmy kogoś z doświadczeniem do środka pola, trener Tochel za moją namową sięgnął po „Węzła”. Zamieszkaliśmy razem, Grzesiek pomógł nam awansować do ekstraklasy - wspomina Sokołowski. Jego relację potwierdza prezes Marian Antonik. - Więzik przyszedł do mnie w trakcie rundy i poprosił o zgodę na odejście. Nam awans już „nie groził”, a przecież obiecaliśmy sobie z Grześkiem grę o najwyższe cele. Zgodziłem się.

38-letni Więzik w KSZO zagrał we wszystkich 6 spotkaniach II ligi jakie pozostały do zakończenia sezonu. Potem wraca do Bielska-Białej, ale nie od razu do BBTS. W połowie lipca 2001 podejmuje treningi z BKS Stal, w prasie pojawiają się informacje, że z klubem zwiąże się roczną umową. W międzyczasie w BBTS po piątej kolejce dochodzi do zaskakującej dymisji Albina Wiry. Trenerem znów zostaje Wojciech Borecki, wielki orędownik powrotu Więzika. - To była moja osobista decyzja. Nie przegrywaliśmy, ale graliśmy słabo. Doszedłem do wniosku, że z Wirą nie zrobimy awansu - tłumaczy dziś Antonik.

Niemal równocześnie do zespołu wraca Więzik. - Pojawiały się głosy, żeby go sobie odpuścić. Nie wiem czy kierowałem się do niego wtedy tylko sentymentem, ale po latach stwierdzam, że chyba nie. Więzik był nam ponownie potrzebny, by awansować i zrealizować cel - dodaje dziś były prezes. Przeczucie go nie zawodzi. "Węzeł" sezon kończy z 13 bramkami, czasami w pojedynkę wygrywają mecz. Podbeskidzie latem 2002, po dwóch sezonach w III lidze, osiąga cel jaki Antonik z Więzikiem nakreślili sobie cztery lata wcześniej. Bielsko-Biała - po blisko dwóch dekadach przerwy - ma znów zespół na zapleczu ekstraklasy.

To na "Węzła" chodziło się na mecze

- Nie awansowalibyśmy, nie poszlibyśmy tak do góry, gdyby nie Grzesiek. Było mnóstwo przełomowych spotkań, gdzie część z nas już nie wierzyła, w pewnym momencie brakowało pieniędzy, w klubie przecież bywało różnie, ale potem zespół wychodził na mecz i była jakość „Węzła” - podkreśla Antonik. 

Do Bielska-Białej w 2001 trafia 21-letni talent z Ustronia, napastnik Adrian Sikora. Dziś zapytany o Więzika mówi krótko - profesor, ale po namyśle dodaje: Nie biegał za dużo, miał już swoje lata, ale piłkarsko mega kozak - miał niesamowicie ułożoną lewą nogę. Często śmiał się na treningach, że zaraz rzuci mi „ciasteczko”. No i kilka tych bramek po Grzesia podaniach padło - przyznaje „Siki” i potwierdza słowa kolegów z szatni. - Był duszą towarzystwa, nigdy nie stał z boku, zawsze w centrum uwagi. Przy tym wymagający i poważany, „trzymał” szatnię. Między nami było 17 lat różnicy, ale nigdy nie dał tego odczuć.

Zmarłego z sentymentem wspomina Zbigniew Błasiak, wieloletni kibic Podbeskidzia jeszcze z czasów, gdy BBTS rozgrywał swoje spotkania przy ul. Olimpijskiej w Komorowicach. - Swoimi zagraniami, podaniami i bramkami często rozstrzygał losy meczów czy dawał wzór młodszym kolegom. To na "Węzła" się chodziło na mecze - podkreśla. Pan Zbigniew przywołuje w pamięci mecz rundy wiosennej sezonu 2001/02. BBTS Marbet Ceramed lideruje w tabeli i mknie do II ligi, jedzie na wyjazdowy mecz z Rozwojem Katowice.

Trybuny skandowały nazwisko Więzika

- Rywale postawili spory opór. Adrian Sikora i Paweł Krupa kombinowali, ale bramki zdobyć nie potrafili. Trener dokonał zmiany, wpuścił napastnika Karola Staweckiego, ale ten zamiast zdobyć gola dostał czerwoną kartkę i osłabił zespół. Gdy wydawało się, że lider będzie się musiał zadowolić remisem kunszt pokazał Więzik - w 88 i 90 minucie spotkania strzelił dwa gole - wspomina sympatyk „Górali”.

Ceramed wygrał i umocnił się na czele tabeli, nie oddając prowadzenia i wygrywając z 15 punktami przewagi nad Piastem Gliwice, pewnie awansując do II ligi. - Właśnie taki jak w tym meczu utkwił mi w pamięci Więzik - nie raz rozstrzygając na naszą korzyść mecze, w których nie układało się, a rywal murował bramkę. Odeszła niekwestionowana legenda drużyny. Za wcześnie. O wiele za wcześnie... - mówi Zbigniew Błasiak.

"Węzeł" kimś więcej był także dla kibiców ŁKS. Piotr Kalinowski, były kierownik drużyny BBTS, a później Podbeskidzia, wspomina mecz w pierwszy sezonie już po awansie „Górali” do dawnej II ligi. Drużyna pojechała do Łodzi i zremisował 0:0 zapewniając sobie utrzymanie. Ale nie okoliczności spotkania zapadły mu w pamięci, a skandowanie przez trybuny nazwiska Więzika, który w 90. minucie wszedł na boisko. - Byliśmy zaskoczeni tym jak go powitano - przyznaje. Kilka dni później, 7 czerwca 2003, Więzik w meczu z Polarem Wrocław w Bielsku-Białej po raz ostatni wybiegnie na boisko w koszulce Podbeskidzia.

Podbeskidzie powinno zastrzec 10?

Więzik w latach 1998-2003 rozegrał 131 ligowych spotkań w barwach BBTS, a później Podbeskidzia. Strzelił w nich 76 bramek, choć ze względu na niski poziom rozgrywkowy liczby te mogą być niedokładne i goli może być o kilka więcej lub mniej. Później pracował w klubie w roli skauta. „Węzeł" przez lata grał w barwach BBTS, a później Podbeskidzia z „10” na koszulce. To moment, by zastrzec numer i w ten sposób oddać cześć legendzie klubu? - Zacznijmy budować tradycję i historię naszego młodego klubu. Musimy sami o to zadbać, nikt inny za nas tego nie zrobi - popiera pomysł były kapitan Marek Sokołowski.

26 grudnia 2021 w wieku zaledwie 58 lat odszedł od nas Grzegorz Więzik. W czwartek został pochowany na cmentarzu komunalnym w Bielsku-Białej. Wraz z urną do grobu złożona została koszulka Podbeskidzia z numerem 10, a złożenie prochów nastąpiło przy dźwiękach "Janosika", melodii, która zwykle wyprowadza "Górali" na boisko. Tym razem najprawdziwszego "Górala" odprowadziła na zawsze. 

Bartłomiej Kawalec